piątek, 29 kwietnia 2011

Rewolucja ducha



Marcin Kreczmer

„Najbardziej niewybaczalnym przez społeczeństwo grzechem jest niezależność myślenia” – pisze Emma Goldman w eseju „Mniejszość kontra większość”. Jest to cecha bardzo ceniona przez kolejne rządy, władców, przywódców, autorytety. Największą bronią wszelkich reżimów i tzw. demokratycznych rządów zachodnich nie jest wojsko i policja, ale właśnie samo społeczeństwo, które żarliwie, przez nikogo nie przymuszane stara się tępić każdy rodzaj inności, alternatywności zachowań, idei. Dlatego nie można oczekiwać zmian społecznych na większą skalę, dopóki nie zmieni się mentalność społeczeństwa. A żeby to się mogło stać, potrzebna jest edukacja.

Nie wierzę w hipotezę, że wystarczy załamanie się obecnego systemu, aby powstało zdrowsze, lepsze społeczeństwo. Nawet jeśli w wyniku jakiejś katastrofy, wojny, rewolucji zniknąłby z planety neoliberalizm, tyrania, korporacje, armie, to wkrótce powstałyby nowe struktury oparte na tej samej egoistycznej i nienawidzącej odmienności mentalności, szukającej nowych władców i bożyszcz. Dlatego najpierw potrzebna jest edukacja – uświadomienie jak największej ilości ludzi, co jest chore, bezsensowne, szkodliwe i jakie mamy alternatywy.

Kiedy w 1936 w Hiszpanii wybuchła rewolucja zainicjowana przez FAI-CNT, zwykli ludzie byli na nią przygotowani. Jak? Od wielu lat artyści, poeci, pisarze, aktorzy, działacze polityczni, filozofowie starali się wychodzić do ludzi. W pewnym okresie wydawano kilkadziesiąt (jeśli nie kilkaset) czasopism o tematyce wolnościowej, które trafiały nawet do zabitych deskami wiosek. Organizowano wędrowne trupy artystów podróżujące z miejscowości do miejscowości, które na miejscowej scenie, za pomocą pieśni, poezji, teatru, przedstawiały idee samorządności i niezależności. Federico Garcia Lorca był jednym z takich artystów. Wybuch rewolucji w 1936 i harmonia działań miejscowej ludności, zarówno na polu militarnym w walce z Franco, jak i w organizacji pracy w miastach czy na wsiach pokazały, jak silny wpływ miały te lata przygotowań na ludzką świadomość.

Żeby jednak nasze działania były skuteczne i porywające, sami musimy stać się uosobieniem zasad i ideałów, które głosimy. Dlatego w „Jasnej Polanie” staram się przedstawiać również psychologiczny aspekt tworzenia w sobie wolnej, nieskrępowanej, spontanicznej świadomości. Bycie wolnym nie oznacza po prostu odrzucenie norm i zewnętrznych przymusowych instytucji. Prawdziwa wolność osiągana jest ciężką pracą nad sobą, wysiłkiem, w którym przekraczamy naszą egoistyczną niższą naturę i wznosimy się na wyższy poziom, gdzie jesteśmy w stanie zarówno zachować naszą indywidualność i wolność, jak i czerpać radość z porzucania egoistycznych pragnień na rzecz braterstwa.

Nie mam na myśli zatracenia siebie w jakimś utopijnym kolektywizmie. Kazimierz Dąbrowski pisze w „Trudzie istnienia”: „Czyny nasze są przejawem miłości dopiero wtedy, gdy wyrażają rezygnację z naszych potrzeb osobistych – w szerszym lub węższym zakresie – na korzyść innych.” Zaraz później dodaje jednak: „Sądzę, że pełna, globalna identyfikacja z innymi jest wyrazem niedorozwoju uczuć wyższych, fałszywej oceny intelektualno-uczuciowej siebie i innych. Tylko pełne utożsamienie się ze swoim konkretnym ideałem jest czymś pozytywnym. Z innymi możliwe i wskazane jest utożsamienie się częściowe. Pozwala ono na rozumną miłość, pomoc, przyjaźń, i to w bardzo głębokim znaczeniu, ale nie jest związane z utratą własnej osobowości”.

W tych stwierdzeniach widzę pogodzenie indywidualnej wolności i twórczej niezależności ze współistnieniem w społecznościach nieopartych na prymitywnym egoizmie, w jakich żyjemy teraz.

Żeby jednak zacząć iść w tym kierunku, potrzebna jest wiedza obejmująca nie tylko ekonomiczne, polityczne oraz społeczne idee i alternatywy, ale również wiedza dotycząca indywidualnego rozwoju jednostki i wpływu tego rozwoju w szerszej skali na tę właśnie społeczność, którą chcemy budować.

(tekst ukazał się oryginalnie w Jasna Polana 4)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz