niedziela, 28 lutego 2010

Dzieci o białym człowieku



Dzieci o białym człowieku

Jesteśmy niczym dla białych ludzi. Nas, Hopi, jest tylko garstka, a Amerykanów są miliony. Mój ojciec powiedział mi, że ich przywódca, ktokolwiek to teraz jest, kończy swoje przemówienia mówiąc, że Bóg jest po ich stronie, a następnie potrząsa pięścią i mówi innym narodom: lepiej uważajcie, ponieważ jesteśmy wielcy i strzelamy, żeby zabić, jeśli nie uważacie.
Moja matka mówi, że wszystkie wielkie kraje są takie, ale ja znam tylko ten jeden. Należymy do niego, tak przynajmniej mówi rząd Stanów Zjednoczonych. Zjawiają się tutaj ludzie z BIA (Bureau of Indian Affairs) i wydają nam polecenia. "To prawo mówi tak, tamto inaczej, a wkrótce będą nowe prawa".

Na wypadek, gdybyśmy chcieli się sprzeciwić, oni mają żołnierzy, samoloty. Widzimy odrzutowce migające na niebie. Chmury próbują zejść im z drogi ale są za wolne. Woda próbuje uciec do oceanu, ale nie potrafi przekroczyć własnej prędkości.

Wszystko i wszyscy należą do białego człowieka. Wszystko co musi zrobić, to uznać za swoje. Uznali za swoje nas. Zabrali nam ziemię, wodę, a teraz robią to w innych miejscach. Mój wujek, który zna historię naszego ludu i Stanów Zjednoczonych mówi, że jest to smutny czas dla innych, ale kiedy mój brat zaczął się martwić o innych, wujek westchnął i powiedział: „Przynajmniej nasza kolej się skończyła, możemy się z tego teraz cieszyć”.
Jednak tak naprawdę wcale z nami nie skończyli. Przyjeżdżają tutaj, amerykańska policja, na ich samochodach migają czerwone światła – goście ze wspaniałych Stanów Zjednoczonych Ameryki. „Przyjechali” – mówi zawsze mój ojciec. Mówi nam, żebyśmy opuścili oczy. Nie posłuchałem – patrzę na nich przenikliwie, ale nigdy nic nie powiem, wiem to.

Jeśli ich Prezydent przyjechałby tutaj, zostałbym w domu. Albo może poszedłbym popatrzeć, ale nie wiwatowałbym. Widziałem w telewizji, że ludzie wiwatują Prezydentowi. W szkole pokazują nam zdjęcia białych ludzi, na których widok mamy wiwatować. Nie chcę tego. Zresztą nie wydaje mi się, żeby nauczyciele oczekiwali tego od nas. Chcą, żebyśmy udawali. Więc udajemy.



* * *

W szkole pokazują nam ich karabiny i czołgi, ale i tak o nich wiemy. Czy nie mieszkamy tutaj, w rezerwacie? Nie zjawiliśmy się tutaj ot tak, gwiżdżąc i mówiąc nonszalancko, że mamy dziś ładny dzień, o zamieszkajmy tutaj, gdzie nie będziemy nikomu przeszkadzać, i niech oni mówią nam co robić, bo przecież z radością czekamy na rozkazy.

Kiedy jestem w szkole często spoglądam przez okno. Mój nauczyciel myśli, że siedzę w ławce i słucham uważnie, ale tak naprawdę w głowie chodzę na długie spacery. (...) Na moim spacerze wyobraźni, mam ze sobą psa. To mądry pies. Uczy mnie. Wchodzę na drzewa, ale nie chcę wejść za wysoko: samoloty to nie dla mnie.

Mój dziadek mówi, że ziemia wyrzygała swoją ropę dla białego człowieka i wkrótce, kiedy się skończy, biały człowiek zostawi naszą ziemię w spokoju i wreszcie będzie u nas cicho. Ale moja babcia mówi: „Nie, biały człowiek nigdy nie odejdzie. Jest jak tornado, a tornado w Oklahomie przychodzi każdego roku”.

Kiedy biały człowiek wylądował na księżycu mój ojciec płakał. Powiedział, że ten dzień musiał przyjść, wiedział to, ale i tak płakał. Powiedziałem mu, że na księżycu nie ma żadnych Indian, niech więc nie płacze. Przez długi czas nic nie mówił. Później powiedział, że duchy naszych przodków tam są i był pewny, że Indianie tam płaczą i próbują się ukryć, mając nadzieję, że biali ludzie wkrótce wrócą na Ziemię, gdzie unieszczęśliwili tak wielu ludzi.
Ale ciocia powiedziała mi, że księżyc należy do mnie, że mogę na niego patrzeć i mówić, tak więc nie mam się o co martwić. Więc się nie martwię.

Wiecie, pewnego dnia wszystko się ułoży. Nie będzie rządu, ani jego armii, nie będzie marynarki, lotnictwa. Zostaną ludzie, którzy będą hodować swoje jedzenie, mówić „dzień dobry”, uśmiechać się i nie martwić się lądowaniem na księżycu.

Mam nadzieję, że ten dzień przyjdzie. Kiedy chodzę na spacery, w mojej wyobraźni, ciągle siedząc w ławce, to właśnie sobie mówię: przyjdzie kiedyś taki dzień, dobry dzień i wtedy wszyscy będziemy przyjaciółmi.

(Native American Testimony - Peter Nabokov)


środa, 24 lutego 2010

Nie ma świtu na wschodzie



Nie ma świtu na wschodzie

Moje słońce zaszło. Spełniły się moje dni. Zbliża się ciemność. Zanim położę się, żeby już nie wstać, chciałbym przemówić do mego ludu. Posłuchajcie mnie, ponieważ w tym dniu będę mówił tylko prawdę.

Wielki Duch stworzył nas i dał nam ziemię, na której żyjemy. Za pożywienie i ubranie dał nam bawoły, antylopy i jelenie. Polowaliśmy od Missisipi do wielkich gór. Byliśmy wolni jak wiatr i nie słuchaliśmy rozkazów żadnego człowieka. Walczyliśmy z wrogami i ugaszczaliśmy przyjaciół. Nasi wojownicy przeganiali tych, którzy chcieli ukraść naszą zwierzynę. Zabierali konie i kobiety naszym wrogom. Nasze dzieci były liczne, a nasze stada bogate. Nasi starcy rozmawiali z duchami i robili dobre lekarstwa. Nasi mężczyźni polowali i kochali się z dziewczynami. Zatrzymywaliśmy się tam, gdzie postawiliśmy tipi. Nie byliśmy więźniami żadnego domu. Nikt nie mówił: „Od tej linii jest moja ziemia, a od tej, twoja”.

Wtedy na naszej ziemi pojawił się biały człowiek. Obcy. Daliśmy mu mięso i prezenty, po czym powiedzieliśmy, żeby odszedł w pokoju. Popatrzył na nasze kobiety i zamieszkał w naszych tipi. Później przybyli jego towarzysze, którzy poprzecinali nasze tereny łowieckie drogami. Biały człowiek sprowadził tajemnicze żelazo, które strzela. Sprowadził magiczną wodę, która zamienia mężczyznę w głupca. Kupił nawet dziewczynę, którą kochałem, za świecidełka i korale.

Powiedziałem wtedy: „Biały człowiek nie jest przyjacielem. Zabijmy go”. Wtedy jednak było ich już więcej niż źdźbeł trawy. Odebrali nam bawoły i zabili najlepszych wojowników. Zabrali nam naszą ziemię i zapędzili do rezerwatów. Ich żołnierze czekali na zewnątrz z działami, żeby zastrzelić nas, gdybyśmy chcieli odejść. Wymazali ślady naszego ludu z oblicza prerii. Zmusili nasze dzieci, żeby wyparły się ścieżek ojców.

Kiedy patrzę na wschód, nie widzę świtu. Kiedy patrzę na zachód, widzę zbliżającą się noc. Noc, która zakrywa wszystko.

(z "Native American Testimony" Peter Nabokov)

wtorek, 23 lutego 2010

Nigdy nie kłócimy się o religię



Nigdy nie kłócimy się o religię

W 1882 roku misjonarze z Boston Missionary Society spotkali się z przedstawicielami Irokezów, prosząc o zgodę na nauczanie chrześcijaństwa na terenach podległych Indianom. Zgodzili się. Po spotkaniu wyciągnęli ręce do misjonarzy, ale ci odpowiedzieli, że nie może istnieć przyjaźń pomiędzy religią Boga, a dziełem szatana. Iroquezi uśmiechnęli się tylko. Poniższy tekst to fragment przemowy Czerwonej Kurtki, przywódcy Irokezów.

Bracia i przyjaciele! To dzięki woli Wielkiego Ducha spotkaliśmy się dziś tutaj. On panuje nad wszystkim i to On ofiarował nam ten piękny dzień, na nasze spotkanie. To On ściągnął z twarzy słońca zasłonę, dzięki czemu możemy teraz czerpać radość z jego blasku. Nasze oczy są otwarte, dzięki czemu jasno widzimy. Podobnie otwarte są nasze uszy, dzięki czemu mogliśmy dokładnie usłyszeć twoje słowa. Za to wszystko dziękujemy Wielkiemu Duchowi i tylko jemu (...).

Bracia! Słuchajcie. Mówicie, że zostaliście wysłani, żeby uczyć nas, jak wielbić Wielkiego Ducha stosownie do Jego pragnienia, i jeśli nie przyjmiemy religii białego człowieka, będziemy nieszczęśliwi na drugim świecie. Mówicie, że macie rację, a my błądzimy. Skąd mamy wiedzieć, że to prawda? Rozumiemy, że wasza religia została opisana w książce. Jeśli jest ona przeznaczona tak samo dla nas, jak dla was, dlaczego Wielki Duch nie dał nam tego? Dlaczego nie przekazał naszym przodkom wiedzy z tej książki, wraz z możliwością jej zrozumienia? Wiemy tylko to, co nam mówicie. Skąd mamy wiedzieć, że mówicie prawdę, skoro biały człowiek oszukał nas tak wiele razy?

Bracia! Mówicie, że jest tylko jeden sposób wielbienia Wielkiego Ducha. Skoro jednak istnieje tylko jedna religia, dlaczego wy, biali ludzie różnicie się tak bardzo w swoich opiniach na jej temat? Dlaczego wszyscy się nie zgadzają, skoro książka zawiera całą wiedzę?

Bracia! Nie rozumiemy tych rzeczy. Mówicie, że wasza religia była dana waszym przodkom, przechodząc od ojca do syna. My również mamy religię, którą nasi przodkowie dali swoim dzieciom. Wielbimy Boga w ten sposób. Nasza religia uczy nas być wdzięcznym za wszystkie dary, uczy nas kochać naszych bliźnich i żyć w jedności. Nigdy nie kłócimy się o religię...

(z "Native American Testimony" Peter Nabokov)

czwartek, 18 lutego 2010

Dyskusja o kapitaliźmie



Przeklinam w sobie skłonność do wdawania się w dyskusje internetowe, ale co zrobić? Taka kłótliwa natura ;-).
Na forum literackim, z większością uczestników wahających się od konserwatyzmu, do centrum, zacząłem dyskusję o kapitaliźmie.
Tutaj jest link.

Witajcie w koszmarze Orwella

niedziela, 14 lutego 2010

Avatar na żywo - Palestyna



Wioska Jamesa Camerona z filmu „Awatar”, została ponownie wykorzystana, tym razem do demonstracji w Bilin. Pięciu Palestyńczyków, Izraelscy i międzynarodowi aktywiści, ucharakteryzowali się na słynne postacie z filmu. Podobnie jak Palestyńczycy, Avatarowie zwalczali imperializm. Przedstawienie Avatarów w Bilin, symbolizuje dzisiejszą walkę z imperializmem.

Pokojowa manifestacja spotkała się z agresją Izraelskiej armii. Użyto granatów hukowych oraz gazu łzawiącego. Cztery osoby zostały ranne. Pociski były wystrzelone bezpośrednio w protestujących, co jest naruszeniem prawa wojskowego (IDF). Wielu innych aktywistów ucierpiało w skutek użycia gazu łzawiącego.

Zanim Izraelscy aktywiści przybyli do Bilin, dostali zgłoszenie, że policja będzie obecna na parkingu. Sprawdzono ich dowody osobiste oraz polecono, aby ich samochody podążały za policją. W punkcie kontrolnym Rantis, znów zostali zawróceni i zmuszeni kontynuować swoją dalszą podróż taksówkami.

Wioska Bil’in ma powód, by świętować w tym tygodniu. Wczoraj ruszyły przygotowania do budowy nowego muru, dzięki któremu 30% terenu powróci w granice Bil’in. Iyad Burnat, głowa Bil’in Popular Committee mówi o zwycięstwie: “Czujemy wielką ulgę i mamy poczucie, że opór z wyłączeniem przemocy przyniósł oczekiwany skutek. Jednakże będziemy kontynuować naszą walkę przeciwko okupantom do póki Bil’in nie odzyska kolejnych 30% terenu skonfiskowanego przez Izrael”.

sobota, 13 lutego 2010

piątek, 12 lutego 2010

Bill Hicks - mix



William Melvin "Bill" Hicks (ur. 16 grudnia 1961, zm. 26 lutego 1994) – amerykański komik i satyryk. Często uważany był za niepoprawnego politycznie ze względu na ostry język jego występów, otwarte popieranie używek oraz narkotyków, antywojenność oraz zachęcanie do samodzielnego myślenia. Kariera Billa została przerwana ciężką chorobą (rak trzustki) w połowie 1993 roku i nagłą śmiercią w lutym 1994. Pośmiertnie udało mu się jednak uzyskać o wiele większą sławę, a inni komicy ogłosili go 6-tym z kolei Najlepszym Komikiem w Historii w głosowaniu brytyjskiego Kanału 4 Komik Komików.

Polecam z całego serca. Świetny gość, ostry humor i otwarty umysł. Filmiki z polskimi napisami.









Tutaj jest więcej wideo z polskimi napisami.