niedziela, 15 maja 2011

Złodzieje i rabusie



Złodzieje i rabusie
Lew Tołstoj

W nocy myślałem o tym, jakby dobrze było wyraźnie określić te występne zajęcia, których nie tylko chrześcijanin, ale zwykły porządny człowiek, nie zbrodniarz, pragnący się nie czuć zbrodniarzem — wykonywać nie może. Wiem, że handlarz, fabrykant, rolnik, bankier, kapitalista, nieszkodliwy urzędnik, jak: nauczyciel, profesor malarstwa, bibliotekarz itp., żyją z tego, co zostało ukradzione, zrabowane; ale trzeba odróżniać złodziei i rabusiów od ludzi, którzy żyją z owoców kradzieży. I właśnie tych złodziei i rabusiów trzeba by wyodrębnić spośród pozostałych, jasno ukazać zbrodniczość, okrucieństwo, haniebność ich działalności.

A imię takich ludzi — legion. 1) Monarchowie, ministrowie: a) spraw wewnętrznych, przez stwarzanie przemocy policyjnej, egzekucji, pacyfikacji; b) finansów — podatki; c) sprawiedliwości - sądy; d) wojny; e) wyznań religijnych — oszukiwanie ludu — a także wszyscy urzędnicy, całe wojsko i całe duchowieństwo. Przecież to są miliony. Żebyż tylko zrozumieli co czynią.

piątek, 13 maja 2011

Otwarcie Christianii



Otwarcie Christianii
30.04.2011

Dziś ma się odbyć manifestacja w proteście przeciwko rządowej polityce wobec Wolnego Miasta Christianii. Wziąłem więc aparat, zeszyt, długopis, i postaram się zrobić trochę reporterskiej roboty.

Dzień piękny, słońce aż oślepia, ciepło, ptaki śpiewają tak głośno, że prawie zagłuszają szum pobliskiej autostrady. Stacja pusta, tylko ja z rowerem, weekend, w lesie ktoś biegnie, dysząc ciężko, pewnie jogger. Chce mi się cholernie palić, ale przecież jestem niepalący (jak sobie hipnotycznie powtarzam), więc nie zwracam uwagi na ssanie w płucach, zamiast tego skupiam się na soczystej zieleni, zapachu liści, rozkwitających drzew i próbuję bez powodzenia zgadywać nazwy ptaków, po piskach, jakie wydają.

* * *

Może opowiem coś o samej Christianii, siedzę w pociągu, więc mam trochę czasu. Historia powstania i rozwoju tej społeczności jest bardzo barwna. W 1971 grupa aktywistów, hippisów, artystów zniszczyła bramę prowadzącą do starych koszarów. Ogłosili, że tworzą Wolne Miasto Christianię, społeczność kolektywną. Oczywiście rząd nie był zadowolony, ale mieszkańcy stawili tak zaciekły opór, iż wreszcie uznano ich status jako eksperymentalnej społeczności. Mieszkańcy Christianii stanowią przykład demokracji bezpośredniej, wszystkie decyzje podejmuje się na zebraniach mieszkańców, gdzie każdy może zabrać głos.

Nie obyło się bez kryzysów, które trwają do dzisiaj. W latach osiemdziesiątych miejsce upodobali sobie dealerzy z Hells Angels, którzy sprzedawali nie tylko marihuanę i hasz, ale i ciężkie dragi. Mieszkańcy tolerowali to, ale kiedy około dziesięciu osób zmarło z przedawkowania heroiny, postanowili coś zrobić. Pierwszy pomysł polegał na współpracy z policją. Kilku mieszkańców przekazało władzom imiona handlarzy heroiną. Okazało się to błędem – policja zostawiła dilerów heroiną w spokoju, zamiast tego przeczyściła szeregi handlarzy miękkimi dragami. Co więcej ujawniła nazwiska mieszkańców, którzy przekazali im dane dilerów. Ze strachu przed zemstą musieli wyprowadzić się z Christianii.

Widząc, że na władzę nie mają co liczyć, mieszkańcy sami wyrzucili Hells Angels, a uzależnieni od heroiny mieszkańcy musieli zacząć odwyk.

Kolejny kryzys, trwający do dzisiaj zaczął się już w nowym tysiącleciu. W lewicowej dotąd Danii zaczęła coraz bardziej dochodzić do głosu prawica. Na zielone, położone blisko centrum tereny zaczęli ostrzyć sobie zęby deweloperzy. Oficjalnie rząd stwierdził, że chce unormować prawo własności w Christianii (zgodnie z jedyną słuszną doktryną indywidualnego prawa własności), nie uznając praw własności kolektywu. Mieszkańcom zaproponowano prawo pierwokupu, co raczej zakrawa na kpinę, ponieważ groszem raczej nie śmierdzą. Poza tym po czterdziestu latach wszyscy przywiązani są do kolektywnego modelu, w którym wszyscy wspólnie decydują o losie i kształcie społeczności. Rząd i sądy zupełnie zignorowały opinie mieszkańców, odrzucono ich wszystkie apelacje. Christiania musi przyjąć zasady doktryny wolnorynkowej, czy tego chce, czy nie. W oczach prawa nie istnieje coś takiego jak własność kolektywna.

Christiańczycy nie poddają się jednak. Kiedy wszystkie „legalne” sposoby zawodzą, pozostaje przecież obywatelskie nieposłuszeństwo i protesty. Na razie jeszcze pokojowe, ale jak pokazują doświadczenia z poprzednich lat (jak choćby przegrana przez policję bitwa z 2007), ludzie tutaj potrafią walczyć o swoje.

Christiania nie jest idealnym miejscem. Nad „centrum” unosi się chmura haszyszowego dymu, obwieszeni złotem gangsterzy podejrzliwie spoglądają spod oka, strzegąc swoich kilkumetrowych stref wpływów, pijani Eskimosi jak wyrwane z korzeniami drzewa, opierają się chwiejnie o ściany, albo leżą pod ławkami, rozgorączkowani nastolatkowie szukają zakazanych wrażeń.

Ale Christiania ma też drugą twarz, tę piękniejszą, ważniejszą. W potopie zieleni rzucają się w oczy kolorowe plamy koślawych, pięknych chatek, dobudówek, szopek, wieżyczek. Plątaniny ścieżek prowadzą pośród tych koszmarów architekta, człowiek czuje się jak Alicja w Krainie Czarów, albo jak stalker w Pikniku na skraju drogi, tak dziwnie, ale i miło w jakiś sposób, swojsko, jak wspomnienie z dzieciństwa.

Ktoś rąbie drwa, ktoś uprawia ogródek, albo konstruuje fantazyjną mutację roweru, grupka dzieci bawi się w chowanego, uśmiechnięte, stare kobiety siedzą na ławkach przed domami i robiąc na drutach, wymieniają plotki.

Takich miejsc już nie ma, a szczególnie nie ma ich w Europie, która tonie już coraz bardziej w kapitalizmie, w gardzącym społecznością indywidualizmie – ale nie indywidualizmie twórczym, dodającym skrzydeł, lecz tym wstrętnym samolubnym, nastawionym na samozadowolenie, obojętnym na innych.

niedziela, 8 maja 2011

Wartość społeczna Szkoły Nowoczesnej



Wartość społeczna Szkoły Nowoczesnej *
Emma Goldman

Aby w pełni pojąć ważność Szkoły Nowoczesnej, musimy najpierw zrozumieć szkołę w sposób, w jaki działa obecnie, a następnie ideę kryjącą się we współczesnym ruchu edukacyjnym.

Czym w takim razie jest dzisiejsza szkoła, bez względu na to, czy jest publiczna, prywatna czy parafialna?

Jest ona dla dziecka tym, czym więzienie jest dla skazanego, a koszary dla żołnierza – miejscem, gdzie używa się wszystkiego, aby złamać wolę dziecka, a następnie ubić, wyrobić i ukształtować je w jednostkę zupełnie obcą samej sobie.

Nie mówię, iż proces ten jest świadomy; jest to po prostu część systemu, który może utrzymać się tylko poprzez absolutną dyscyplinę i uniformizm; myślę, że w tym leży największa zbrodnia współczesnego społeczeństwa.

Naturalnie, metoda złamania czyjejś woli musi zacząć się w bardzo wczesnym wieku, to znaczy jeszcze jako dziecko, ponieważ w tym okresie ludzki umysł jest najbardziej uległy; tak jak akrobaci, aby osiągnąć pełne panowanie nad mięśniami, zaczynają ćwiczyć w okresie, kiedy ich mięśnie są ciągle elastyczne i podatne na wpływ.

Sam pogląd, iż wiedzę można osiągnąć tylko w szkole, poprzez systematyczną musztrę i że czas szkoły jest jedynym okresem, w którym można zdobyć wiedzę, jest sam w sobie tak niedorzeczny, iż całkowicie dyskredytuje nasz system edukacji jako arbitralny i bezużyteczny.

Przypuśćmy, że komuś by zasugerowano, iż najlepsze efekty, zarówno dla społeczeństwa, jak i jednostki, można osiągnąć przez przymusowe karmienie. Czy nawet największy głupiec nie zbuntowałby się przeciwko takiej głupocie? A jednak żołądek ma o wiele większą zdolność przystosowawczą do prawie każdej sytuacji, niż mózg. Mimo to uznajemy za coś naturalnego przymusowe mentalne karmienie.

Tak naprawdę uznajemy się za lepszych od innych narodów, ponieważ udało nam się stworzyć mentalną tubę, przez którą, kilka godzin dziennie, przez wiele lat, wpychamy do umysłu dziecka wielkie ilości mentalnego pożywienia.

Emerson powiedział sześćdziesiąt lat temu: „Jesteśmy studentami słów; zamykamy się w szkołach i uniwersytetach na dziesięć do piętnastu lat, po czym opuszczamy je jako worki pełne powietrza, nasze umysły wypełnione są wspomnieniami słów i tak naprawdę nic nie wiemy”. Odkąd zostały napisane te mądre słowa, Ameryka doszła do wszechwładzy systemu szkolnego, a jednak widzimy zupełną niemoc rezultatów.

Wielka szkoda będąca rezultatem naszego systemu edukacji nie leży tak bardzo w tym, że nie uczy niczego wartego nauki, ani że utrwala system uprzywilejowanych klas, ani że asystuje im w kryminalnym procederze rabowania i eksploatowania mas; szkoda tego systemu leży w jego chełpliwym oświadczeniu, że jest podstawą prawdziwej edukacji, w ten sposób zniewalając masy o wiele bardziej, niż zrobiłby to władca absolutny.

Prawie każdy w Ameryce, wliczając liberałów i radykałów, uważa, że Szkoła Nowoczesna jest dobra dla krajów europejskich, ale my jej nie potrzebujemy. „Patrz, jakie mamy możliwości!” – ogłaszają.

W rzeczywistości jednak współczesne metody edukacji są potrzebne w Ameryce o wiele bardziej, niż w Hiszpanii, czy w jakimkolwiek innym kraju, ponieważ nigdzie indziej nie ma takiej pogardy dla osobistej wolności i oryginalności myśli. Uniformizm i imitacja to nasze motto. Od momentu narodzin do samej śmierci, motto to jest narzucone każdemu dziecku, jako jedyna możliwa droga do sukcesu. Nie ma w Ameryce nauczyciela, czy wychowawcy, który utrzymałby swoją pracę, jeśli ośmieliłby się pokazać choć minimalną skłonność do wyłamania się z uniformizmu i imitacji.

W Nowym Jorku, nauczycielka z podstawówki, Henrietta Rodman, na lekcji literatury wyjaśniła dziewczynkom relację Georga Eliota z Lewesem (byli homoseksualistami). Jedna z nich, wychowana w katolickim domu, owoc dyscypliny i uniformizmu, opowiedziała o tym matce, która z kolei poskarżyła się księdzu, a ten zaskarżył panią Rodman do Rady Pedagogicznej. Pamiętajmy, że w Ameryce Kościół i państwo to dwie odrębne instytucje. Mimo to Rada Pedagogiczna wezwała panią Rodman i ostrzegła ją, że jeśli to się powtórzy, zostanie wyrzucona z pracy.

W Newark, w New Jersey, pan Stewart, bardzo efektywny nauczyciel podstawówki, wziął udział w obchodach upamiętniających śmierć Francisco Ferrera, w ten sposób znieważając katolików tego miasta, którzy błyskawicznie zaskarżyli go do Rady Pedagogicznej. Pan Stewart został zmuszony do przeprosin, aby móc zachować swoją pracę. W rzeczywistości nasze instytucje edukacyjne, od podstawówki do uniwersytetu są niczym innym, jak kaftanami bezpieczeństwa nałożonymi zarówno nauczycielom, jak i uczniom. Mentalny kaftan bezpieczeństwa jest największą gwarancją tępoty, bezbarwności, a bezwładna masa porusza się jak stado owiec pomiędzy dwoma wysokimi ścianami.

Uważam, że jest już najwyższy czas, żeby wszyscy zaawansowani ludzie jasno powiedzieli, iż nasz obecny system ekonomicznej i politycznej zależności utrzymywany jest nie tyle przez bogactwo i sądy, ile przez inercję społeczeństwa, musztrowanego do osiągnięcia stanu zupełnego uniformizmu, a dzisiejsza szkoła reprezentuje najbardziej efektywny środek osiągnięcia tego celu. Nie uważam, że przesadzam, ani że jako jedyna stoję na takiej pozycji. Zacytuję z artykułu autorstwa Dr. Hailmana, błyskotliwego nauczyciela, z prawie dwudziestopięcioletnim doświadczeniem. Artykuł ukazał się w Mother Earth, we wrześniu 1910:

Nasze szkoły zawiodły, ponieważ opierają się na przymusie i ograniczeniu. Dzieciom w arbitralny sposób rozkazuje się, co, kiedy i jak robić. Inicjatywa, oryginalność, samowyrażanie i indywidualność są tabu. Uważa się za ważne, żeby wszyscy interesowali się tym samym, w tej samej kolejności i w tym samym czasie. Wielbienie bożka uniformizmu trwa otwarcie i po cichu. A żeby upewnić się, że nie będzie żadnej heterodoksyjnej ingerencji, ministerstwo oświaty dyktuje szkole każdy krok, tak aby niepokojąca inicjatywa i oryginalność nie stanęły na drodze nauczyciela. Ciągle słyszymy o porządku, metodach, systemie, dyscyplinie, ale te rzeczy są raczej narzędziem represji, niż wyzwolonego życia.

W takich warunkach nauczyciele są tylko narzędziami, robotami, podtrzymującymi maszynę, z której wychodzą roboty. Upierają się przy wymuszaniu swojej wiedzy na uczniu, ignorują lub tłumią jego instynktowną tęsknotę za użytecznością i pięknem, popychają go w bezduszną musztrę. Szkoła zastępuje naturalne, wewnętrzne motywacje, które nie obawiają się trudności i nie uciekają od wysiłku, motywacjami zewnętrznego przymusu i przekupstwem, co zwykle oparte jest na strachu, antyspołecznej chciwości, rywalizacji, a to zatrzymuje rozwój radości z pracy dla samej pracy. Szkoła jest wrogiem celowego działania, gasi ogień twórczej inicjatywy i żar społecznej aktywności, zastępując je ulotnym kaprysem.

Nie trzeba dodawać, że umysł dziecka staje się otępiały, a sama jego istota wypaczona, co czyni go niezdolnym do wzięcia udziału w społecznej walce jako niezależny czynnik. Tak naprawdę w dzisiejszym świecie nie ma niczego, co wzbudzałoby większą nienawiść, niż niezależne czynniki, w jakiejkolwiek dziedzinie.

Szkoła Nowoczesna całkowicie odrzuca ten szkodliwy i prawdziwie zbrodniczy system edukacji. Głosi, że pomiędzy przymusem a edukacją nie ma większej harmonii, niż pomiędzy tyranią a wolnością; te dwie rzeczy są równie od siebie dalekie, co dwa bieguny. Podstawowa zasada Szkoły Współczesnej jest taka: edukacja jest procesem wyciągania na zewnątrz, a nie zamykania wewnątrz; dziecku powinno dać się swobodę spontanicznego rozwoju, nakierowywania swoich własnych wysiłków i wyboru gałęzi wiedzy, które chce poznawać. Nauczyciel, zamiast sprzeciwiania się, bądź też autorytarnego narzucania swoich własnych opinii, upodobań i wierzeń, powinien być wrażliwym instrumentem reagującym na potrzeby dziecka, które w danej chwili się manifestują, powinien być kanałem, poprzez który dziecko może zdobyć tyle wiedzy o świecie, ile jest gotowe przyjąć. Naukowe, dające się udowodnić fakty, w Szkole Nowoczesnej będą prezentowane jako fakty, nie będzie się jednak narzucać żadnej interpretacji teorii – interpretacji społecznej, politycznej, czy religijnej.

Dlatego Szkoła Nowoczesna musi być wolnościowa. Każdy uczeń musi być zostawiony swojej prawdziwej jaźni. Głównym celem szkoły jest pobudzanie harmonijnego rozwoju wszystkich talentów ukrytych w dziecku. W Szkole Nowoczesnej nie może być przymusu, ani żadnych zasad i przepisów. Nauczyciel może, dzięki swemu własnemu charakterowi i szlachetności charakteru, obudzić ukryty entuzjazm i szlachetność ucznia, ale nie wolno mu w żaden sposób zmuszać go do czegokolwiek. Dyscyplinowanie dziecka oznacza narzucenie fałszywego standardu moralnego, gdyż w ten sposób dziecko zaczyna oczekiwać, że kara jest czymś, co przychodzi z zewnątrz, od osoby bardziej potężnej, zamiast być naturalną i nieuniknioną reakcją jego własnych czynów.

Społecznym celem Szkoły Nowoczesnej jest rozwinięcie jednostki poprzez wiedzę i swobodną grę cech charakteru, tak że może ona stać się społeczną istotą, ponieważ nauczyła się znać siebie w relacji do swoich braci i dzięki temu może w harmonijny sposób uczestniczyć w społeczeństwie.

Oczywiście Szkoła Nowoczesna nie proponuje odrzucenia wszystkiego, co wychowawcy nauczyli się w przeszłości ze swoich pomyłek. Jednak ucząc się z przeszłych doświadczeń, musi zachęcać do samowyrażania się dziecka. Na przykład w pisaniu wypracowań dziecku rzadko pozwala się na używanie własnego osądu i wolnej inicjatywy. Szkoła Nowoczesna pozwala na wybór tematów przez uczniów z ich własnego doświadczenia, czy to imaginacyjnego, czy rzeczywistego.

Ta nowa metoda natychmiast otwiera nowe perspektywy. Dzieci są bardzo podatne na wrażenia i są bardzo żywe. Dzięki temu, że nie został im jeszcze narzucony uniformizm, ich doświadczenie z całą pewnością będzie miało w sobie o wiele więcej oryginalności i piękna, niż doświadczenie nauczyciela. Ma również sens przyjęcie, iż dziecko jest głęboko zainteresowane rzeczami dotykającymi jego życia. Czy w takim razie wypracowanie oparte na doświadczeniu i wyobraźni ucznia nie dostarczy lepszego materiału dla myśli i rozwoju, niż wypracowanie oparte na precyzyjnych metodach dnia dzisiejszego, które co najwyżej prowadzą do imitowania?

Każdy, kto choć trochę zna metody obecnej edukacji wie, że w nauce historii dziecko poznaje to, co Carlyle nazwał „kompilacją kłamstw”. Tam król, tu prezydent, oprócz tego kilku bohaterów, których trzeba wielbić – z tego składa się materiał lekcji historii. Szkoła Współczesna w nauce historii musi pokazać dziecku panoramę dramatycznych okresów i wydarzeń, obrazujących główne ruchy i epoki ludzkiego rozwoju. W tym celu musi rozwinąć w dziecku docenienie zmagań przeszłych pokoleń, dążących do wyzwolenia ludzkiej rasy.

Wstaje nowy dzień, w którym szkoły będą służyć życiu we wszystkich jego fazach i z szacunkiem podniosą każde ludzkie dziecko na jego miejsce we wspólnym życiu społecznym, którego mottem nie będzie uniformizm i dyscyplina, ale wolność, rozwój, dobra wola i radość. (…)

* Chodzi o La Escuela Moderna, założoną przez Francisco Ferrera.



piątek, 6 maja 2011

Jasna Polana 6



• Słowem wstępu

• Niewolnictwo naszych czasów
Lew Tołstoj
• O Francisco Ferrerze
Murray Bookchin
• Reforma szkolnictwa
Francisco Ferrer
• Wartość społeczna Szkoły Nowoczesnej
Emma Goldman
• Hiszpański ruch wolnościowy w zarysie
Murray Bookchin
• Wymiana między światami
Peter Nabokov
• Sprzedawcy snów
Marcin Kreczmer

Jasna Polana 6 - pobierz

piątek, 29 kwietnia 2011

Rewolucja ducha



Marcin Kreczmer

„Najbardziej niewybaczalnym przez społeczeństwo grzechem jest niezależność myślenia” – pisze Emma Goldman w eseju „Mniejszość kontra większość”. Jest to cecha bardzo ceniona przez kolejne rządy, władców, przywódców, autorytety. Największą bronią wszelkich reżimów i tzw. demokratycznych rządów zachodnich nie jest wojsko i policja, ale właśnie samo społeczeństwo, które żarliwie, przez nikogo nie przymuszane stara się tępić każdy rodzaj inności, alternatywności zachowań, idei. Dlatego nie można oczekiwać zmian społecznych na większą skalę, dopóki nie zmieni się mentalność społeczeństwa. A żeby to się mogło stać, potrzebna jest edukacja.

Nie wierzę w hipotezę, że wystarczy załamanie się obecnego systemu, aby powstało zdrowsze, lepsze społeczeństwo. Nawet jeśli w wyniku jakiejś katastrofy, wojny, rewolucji zniknąłby z planety neoliberalizm, tyrania, korporacje, armie, to wkrótce powstałyby nowe struktury oparte na tej samej egoistycznej i nienawidzącej odmienności mentalności, szukającej nowych władców i bożyszcz. Dlatego najpierw potrzebna jest edukacja – uświadomienie jak największej ilości ludzi, co jest chore, bezsensowne, szkodliwe i jakie mamy alternatywy.

Kiedy w 1936 w Hiszpanii wybuchła rewolucja zainicjowana przez FAI-CNT, zwykli ludzie byli na nią przygotowani. Jak? Od wielu lat artyści, poeci, pisarze, aktorzy, działacze polityczni, filozofowie starali się wychodzić do ludzi. W pewnym okresie wydawano kilkadziesiąt (jeśli nie kilkaset) czasopism o tematyce wolnościowej, które trafiały nawet do zabitych deskami wiosek. Organizowano wędrowne trupy artystów podróżujące z miejscowości do miejscowości, które na miejscowej scenie, za pomocą pieśni, poezji, teatru, przedstawiały idee samorządności i niezależności. Federico Garcia Lorca był jednym z takich artystów. Wybuch rewolucji w 1936 i harmonia działań miejscowej ludności, zarówno na polu militarnym w walce z Franco, jak i w organizacji pracy w miastach czy na wsiach pokazały, jak silny wpływ miały te lata przygotowań na ludzką świadomość.

Żeby jednak nasze działania były skuteczne i porywające, sami musimy stać się uosobieniem zasad i ideałów, które głosimy. Dlatego w „Jasnej Polanie” staram się przedstawiać również psychologiczny aspekt tworzenia w sobie wolnej, nieskrępowanej, spontanicznej świadomości. Bycie wolnym nie oznacza po prostu odrzucenie norm i zewnętrznych przymusowych instytucji. Prawdziwa wolność osiągana jest ciężką pracą nad sobą, wysiłkiem, w którym przekraczamy naszą egoistyczną niższą naturę i wznosimy się na wyższy poziom, gdzie jesteśmy w stanie zarówno zachować naszą indywidualność i wolność, jak i czerpać radość z porzucania egoistycznych pragnień na rzecz braterstwa.

Nie mam na myśli zatracenia siebie w jakimś utopijnym kolektywizmie. Kazimierz Dąbrowski pisze w „Trudzie istnienia”: „Czyny nasze są przejawem miłości dopiero wtedy, gdy wyrażają rezygnację z naszych potrzeb osobistych – w szerszym lub węższym zakresie – na korzyść innych.” Zaraz później dodaje jednak: „Sądzę, że pełna, globalna identyfikacja z innymi jest wyrazem niedorozwoju uczuć wyższych, fałszywej oceny intelektualno-uczuciowej siebie i innych. Tylko pełne utożsamienie się ze swoim konkretnym ideałem jest czymś pozytywnym. Z innymi możliwe i wskazane jest utożsamienie się częściowe. Pozwala ono na rozumną miłość, pomoc, przyjaźń, i to w bardzo głębokim znaczeniu, ale nie jest związane z utratą własnej osobowości”.

W tych stwierdzeniach widzę pogodzenie indywidualnej wolności i twórczej niezależności ze współistnieniem w społecznościach nieopartych na prymitywnym egoizmie, w jakich żyjemy teraz.

Żeby jednak zacząć iść w tym kierunku, potrzebna jest wiedza obejmująca nie tylko ekonomiczne, polityczne oraz społeczne idee i alternatywy, ale również wiedza dotycząca indywidualnego rozwoju jednostki i wpływu tego rozwoju w szerszej skali na tę właśnie społeczność, którą chcemy budować.

(tekst ukazał się oryginalnie w Jasna Polana 4)

piątek, 22 kwietnia 2011

Królestwo Boga jest w tobie



Królestwo Boga jest w tobie
Lew Tołstoj

Krąg przemocy

Rządy i klasy rządzące nie opierają się obecnie ani na sprawiedliwości, ani nawet na pozorach prawości, ale na organizacji tak sprytnie opracowanej za pomocą postępu naukowego, że ludzie schwytani są w kręgu przemocy, z którego nie ma ucieczki. Krąg ten składa się z czterech sposobów wpływania na człowieka – metod połączonych i wspierających się wzajemnie, jak ogniwa łańcucha tworzące koło.

Pierwszym i najstarszym sposobem jest terroryzm. Polega on na przedstawianiu istniejącego systemu rządów (czy będzie to wolna republika, czy najbardziej oburzająca tyrania) jako coś świętego i niezmiennego, i na barbarzyńskim karaniu wszelkich prób zmiany ustanowionego porządku. Sposobu tego używa się zawsze tam, gdzie jest rząd – w Rosji przeciwko tzw. nihilistom, w Ameryce przeciwko anarchistom, we Francji przeciwko monarchistom, komunistom i anarchistom. Koleje, telegraf, telefon, fotografia – wszystkie te rzeczy są doskonałymi metodami pozbycia się człowieka bez potrzeby zabijania, przez zamknięcie kogoś na całe życie w pojedynczej celi, gdzie zostanie zapomniany i umrze ukryty przed oczami ludzkości. Te i inne wynalazki o wiele częściej używane przez państwo niż przez jednostki, dają rządowi taką władzę, że – kiedy raz tylko pewne jednostki ją przejmą, a jawna i tajna policja, urzędnicy wszelkiego rodzaju, prokuratorzy, strażnicy więzienni i kaci będą działać z wystarczającym zapałem – nie ma żadnej możliwości obalenia rządu, bez względu na jego barbarzyńskość i bezsensowność.

Drugim sposobem jest przekupstwo. Polega ono na odbieraniu klasie pracującej własności za pomocą podatków, a następnie rozdzielanie tej własności pomiędzy dygnitarzy, którzy w zamian za pieniądze utrzymują i pogłębiają niewolnictwo ludzi.

Ci przekupieni dygnitarze, od premiera do najmniejszego skryby, tworzą niezniszczalny łańcuch jednostek, zjednoczonych wspólnym celem żerowania na pracy ludzi. Wynagradza się ich proporcjonalnie do ich podporządkowania się woli rządu, dlatego też we wszystkich formach działania utrzymują słowem i uczynkiem oraz niezachwianie bronią wszelkimi środkami przemocy państwa, na której opiera się ich bogactwo.



Trzecim sposobem jest zjawisko, które mogę nazwać jedynie „hipnotyzmem”. Polega na hamowaniu duchowego rozwoju ludzi i utrzymywaniu ich wszystkimi metodami wpływu i sugestii w koncepcji życia, z której ludzkość już dawno wyrosła, ale która stanowi fundament władzy państwa. W obecnych czasach hipnotyzm ten jest zorganizowany w doskonały sposób: jego wpływ zaczyna się już w dzieciństwie i trwa do samej śmierci. Zaczyna się w najwcześniejszej młodości, w przymusowych szkołach, stworzonych szczególnie dla celu hipnotyzmu, gdzie uczy się dzieci koncepcji świata, która choć była wyznawana przez ich przodków, teraz bezpośrednio sprzeciwia się obecnej świadomości ludzkości. W krajach posiadających religię państwową uczy się dzieci absurdalnych bluźnierstw kościelnego katechizmu oraz wpaja się im potrzebę posłuszeństwa autorytetowi. W krajach republikańskich uczy się ich oburzającego zabobonu patriotyzmu i tego samego wyimaginowanego obowiązku posłuszeństwa wobec państwa. W późniejszych latach ten hipnotyczny wpływ utrzymywany jest przez działanie religijnych i patriotycznych przesądów. Religijne przesądy pobudza się procesjami, obchodami, rzeźbami i kościołami wybudowanymi za pieniądze zabrane ludziom za pomocą muzyki, architektury, obrazów i kadzideł, które narkotyzują ludzi. Najważniejszą rolę pełni duchowieństwo, którego zajęciem jest oszałamianie umysłów ludzi i utrzymywanie ich w nieprzerwanym stanie ogłupienia, podtrzymywanym przez teatralność, patos kazań, wtrącanie się do osobistego życia - w życie, małżeństwo i śmierć.

Patriotyczne przesądy pobudza się za pomocą narodowych ceremoniałów, obchodów, pomników i parad organizowanych przez rząd i klasy panujące, za pieniądze zabrane ludziom. Rzeczy te popychają człowieka do wiary w wyłączną ważność własnego kraju oraz w potęgę własnego rządu i władców, i budzą w nim nieprzyjazne uczucia, a nawet nienawiść wobec innych narodów. Oprócz tego despotyczne rządy bezwzględnie zabraniają wykładów, mów, drukowania i rozprowadzania książek, które mogłyby oświecić ludzi, i zsyłają na wygnanie lub zamykają wszystkich tych, którzy próbują obudzić ludzi z otępienia. Wszystkie rządy, bez wyjątku, ukrywają przed ludźmi wszystko, co może pogłębić ich niezależność, i zachęcają ich do wszystkiego, co ich degraduje i demoralizuje. Stąd pisma utrzymujące ludzi w iluzji, co do ich religijnych i patriotycznych zabobonów, wszelkie rodzaje zadawalania zmysłów, przedstawienia, cyrki, teatry, a nawet fizyczne środki ogłupiające, jak tytoń i alkohol, z których podatek jest jednym z największych wpływów do kasy rządowej. Zachęca się nawet do prostytucji. Nie tylko się ją uznaje, ale w wielu krajach rządu legalizują ją. To jest trzeci sposób.

Czwarty sposób polega na wybraniu za pomocą poprzednio wymienionych metod pewnej liczby ludzi z masy zniewolonych i ogłupionych istot ludzkich, i zmuszenie ich do poddania się szczególnie intensywnemu procesowi ogłupiania i deprawacji, zamieniając ich w bierne narzędzia okrucieństw wymaganych przez państwo. Ten stan brutalności i zidiocenia osiąga się przez wybranie ludzi we wczesnej młodości, kiedy nie mają jeszcze ukształtowanej żadnej koncepcji moralności, odseparowanie ich od naturalnych warunków ludzkiego życia – domu, rodziny, miejsca narodzin i pracy – a następnie zamknięcie ich razem w barakach. Tutaj ubiera się ich w dziwaczne stroje i zmusza do wykonywania określonych ruchów, czemu towarzyszą okrzyki, uderzenia bębnów, muzyka i błyszczące ozdoby. Wszystkie te rzeczy wprowadzają ludzi w stan hipnotyczny, w którym przestają być ludźmi i stają się posłusznymi, bezmyślnymi narzędziami w rękach hipnotyzerów. Ci młodzi ludzie, fizycznie silni, uzbrojeni i zredukowani do stanu bezmyślnego hipnotyzmu, zawsze posłuszni autorytetowi państwa i gotowi popełnić każdy akt przemocy, jakiego się od nich oczekuje, składają się na czwartą metodę zniewolenia ludzi. Ta metoda zamyka krąg przemocy.



Terroryzm, przekupstwo i hipnotyzm degradują człowieka do stanu, w którym pragnie zostać żołnierzem. Armia daje władzę, pozwala na karanie i hipnotyzowanie ludzi, rabowanie ich (i przekupywanie dygnitarzy zrabowanymi pieniędzmi), zaciąganie innych do armii, w ten sposób zwiększając jeszcze bardziej władzę rządu.

Krąg się zamyka i nie da się z niego wyrwać za pomocą przemocy.
Niektórzy twierdzą, że wyzwolenie albo przynajmniej zmniejszenie przemocy stanie się możliwe, jeżeli uciskane masy siłą zniszczą uciskające ich rządy i zastąpią je nowymi organizacjami, które nie będą wymagały przemocy czy zniewolenia człowieka. Niektórzy próbują doprowadzić do rewolucji, ale w ten sposób oszukują tylko siebie i innych, i zamiast polepszać, pogarszają warunki życia ludzkości. Ich działanie zwiększa tylko despotyzm państwa. Ich wysiłki w stronę niezależności dają rządowi wygodny pretekst do umocnienia swojej władzy i w rzeczywistości pogarszają sytuację. Nawet jeżeli dzięki jakimś wyjątkowym warunkom niesprzyjającym państwu – jak we Francji w 1870 – udałoby się obalić niektóre rządy siłą i władza przeszłaby w inne ręce, ta nowa władza w żadnym wypadku nie będzie mniej oparta na ucisku niż poprzednia. Wręcz przeciwnie: będzie musiała bronić się przed zrozpaczonymi, pokonanymi wrogami, dlatego też będzie musiała być zawsze bardziej despotyczna i okrutniejsza niż poprzednia. Dowodem na to jest historia wszystkich rewolucji.

Socjaliści i komuniści potępiają indywidualistyczny i kapitalistyczny system społeczeństwa, anarchiści potępiają wszystkie rządy, monarchiści, konserwatyści i kapitaliści potępiają anarchizm, komunizm i socjalizm – żadna strona w tym konflikcie nie przedstawia sposobu zjednoczenia ludzi nieopartego na przemocy. Jakakolwiek strona nie odniosłaby zwycięstwa, będzie musiała użyć wszystkich istniejących sposobów przemocy, aby utrzymać władzę i wprowadzić swój własny sposób życia, a być może będzie musiała wymyślić nowe metody przemocy. Inni ludzie zostaliby zniewoleni, ale przemoc i nienawiść pozostałaby te same, a nawet gorsze, ponieważ wzajemną nienawiść rozpalałby konflikt i wymyślono by nowe metody zniewolenia.

Zawsze tak było w przypadku wszystkich rewolucyjnych, opartych na przemocy przypadkach obalenia rządu. Każda przemoc jedynie zwiększa siłę ucisku w rękach tych, którzy tymczasowo są u władzy.

Znaczenie służby wojskowej

Wykształceni ludzie z wyższych klas próbują tłumić rozwijającą się świadomość potrzeby zmiany obecnego systemu życia. W ten sposób zwiększają się sprzeczności i cierpienia ludzkiego istnienia, prowadząc człowieka do ostatecznej granicy, której nie da się przekroczyć. Sprzecznością pociągniętą do najdalszych granic jest służba wojskowa.

Generalnie ludzie uważają, iż uniwersalna służba wojskowa i coraz intensywniejsze zbrojenia, wraz z wynikającymi z nich podatkami i zwiększającym się długiem narodowym są marginalnym zjawiskiem spowodowanym obecną sytuacją polityczną Europy. Według popularnej opinii można się od tego uwolnić dzięki odpowiednim środkom politycznym bez przekształcenia wewnętrznego systemu życia.

Jest to całkowicie błędne. Służba wojskowa jest największą sprzecznością społecznej koncepcji życia. Sprzeczność ta dobiła granic i stała się przerażająco oczywistą konsekwencją określonego stopnia materialnego rozwoju.

Społeczna koncepcja życia polega na przeniesieniu sensu życia z jednostki na społeczność – rodzinę, plemię, rasę, państwo. Społeczna koncepcja życia zakłada, iż sens życia leży w społeczności istot ludzkich, w których jednostka z własnej woli podporządkowuje swój interes osobisty interesom społeczności. I tak było i jest w przypadku pewnych społeczności, w rodzinie, w plemieniu, a nawet w rasie i państwie patriarchalnym. Z powodu tradycji przekazywanej przez edukację i potwierdzonej religijnym autorytetem, jednostki utożsamiły swój interes z interesem społeczności i bez przymusu podporządkowały korzyść osobistą korzyści powszechnej.

Jednakże im bardziej złożone stawały się społeczności, im częściej ludzie byli umieszczani w społeczeństwie przez podbój i przemoc, tym bardziej jednostki zaczęły próbować osiągać swoje własne cele kosztem społeczności i przez to coraz większa stawała się potrzeba odwołania się do autorytetu – to znaczy przemocy – aby zdusić te buntownicze elementy.

Obrońcy społecznej koncepcji życia mylą ideę autorytetu, czyli przemocy, z ideą duchowego wpływu. Takie połączenie jest zupełnie absurdalne.

Wpływ duchowy oznacza zmianę pragnień człowieka, aby dobrowolnie czynił to, co jest konieczne. Człowiek, który poddaje się duchowemu wpływowi, działa w zgodzie z własnymi pragnieniami. Autorytet z drugiej strony, w znaczeniu jakie powszechnie się stosuje, oznacza zmuszenie człowieka do działania wbrew własnej woli. Człowiek, który podporządkował się autorytetowi nie robi tego, co chce, ale jest zmuszony do działania. Aby zmusić kogoś do działania wbrew jego woli, trzeba zastosować przemoc fizyczną albo zagrożenie taką przemocą – pozbawienie wolności, bicie, torturowanie, groźby. Na tym polega władza – teraz i zawsze.

Pomimo mozolnych wysiłków ludzi u władzy, zmierzających do ukrycia tego faktu i nadania autorytetowi innego znaczenia, władza zawsze będzie oznaczać sznur i łańcuch pętający człowieka, bat, który go chłoszcze, nóż i topór, które odcinają jego głowę, ręce, stopy, nos i uszy, oraz groźbę tych kar. Tak było za czasów Nerona i Czingis Chana, tak też jest i teraz, nawet pod władzą najbardziej liberalnych rządów, we Francuskiej i Amerykańskiej Republice. Człowiek podporządkowuje się autorytetowi tylko dlatego, że boi się kary czekającej go za nieposłuszeństwo. Wszystkie wymagania państwa – płacenie podatków, spełnianie obowiązków publicznych, poddanie się karze, wygnanie, grzywny – rzeczy, które pozornie są wykonywane z własnej woli, tak naprawdę opierają się na przemocy fizycznej lub jej groźbie.

Podstawą autorytetu jest przemoc fizyczna. Użycie przemocy fizycznej możliwe jest dzięki organizacji uzbrojonych ludzi, którzy bezkrytycznie podporządkowują się jednej woli. Taki zbiór uzbrojonych ludzi posłusznych jednej woli składa się na armię. Armia zawsze była i jest fundamentem władzy. Władza zawsze znajduje się w rękach tych, którzy dowodzą armią. Dlatego wszyscy władcy, od cesarzy Imperium Rzymskiego, do niemieckich i rosyjskich imperatorów, są pochłonięci utrzymaniem armii, której pochlebiają i przymilają się, wiedząc, że póki jest z nimi armia, póty władza pozostaje w ich rękach.

Organizacja i zwiększenie liczby żołnierzy, konieczne dla utrzymania władzy, ma wpływ na rozpad społecznej koncepcji życia. Celem i usprawiedliwieniem, na jakie powołuje się autorytet, jest kontrola nad jednostkami, które chciałyby osiągnąć swoje własne cele, kosztem i na szkodę społeczeństwa. Jednakże bez względu na to, czy władza została zdobyta za pomocą oddziałów, odziedziczona czy wybrana, ludzie u władzy, tak samo jak wszyscy, nie są chętni do poświęcenia swoich interesów na rzecz społeczności. Wręcz przeciwnie – bardziej niż inni są skłonni do podporządkowania interesu publicznego swoim własnym interesom. Dlaczego? Ponieważ są w posiadaniu środków, dzięki którym mogą tego dokonać. Jakiekolwiek środki zostały podjęte, aby powstrzymać ludzi na pozycji autorytetu od podporządkowania publicznych interesów swoim własnym, czy też aby przekazać władzę jedynie nieomylnym istotom – jak dotąd żadny nie osiągnął swego celu.

Wszystkie zwykłe metody, takie jak boska zgoda, wybory, sukcesja dziedziczna, głosowanie, kongresy, parlamenty i senaty – wszystkie te metody okazały się nieodpowiednie. Wszyscy wiedzą, iż żaden z tych środków nie pozwolił na oddanie władzy nieomylnej istocie, ani nawet nie powstrzymał jej nadużyć. Wręcz przeciwnie – wszyscy wiemy, że ludzie u władzy – cesarzowie, ministrowie, dygnitarze, policjanci – zawsze, w konsekwencji posiadania władzy, są bardziej podatni na występność, czyli na podporządkowanie interesu publicznego swojemu własnemu, niż człowiek bez władzy. Nie może być inaczej.

Społeczna koncepcja życia była usprawiedliwiona tylko tak długo, jak długo człowiek dobrowolnie podporządkowywał swój interes interesowi społeczności. Jednak kiedy tylko pojawili się tacy, którzy odmówili dobrowolnego przyjęcia interesów społeczności jako swoich własnych, autorytet – czyli przemoc – stał się konieczny do ich kontroli. W ten sposób w społeczną koncepcję życia i opartą na niej organizację, wślizgnął się element rozkładu – władza, która oznacza przemoc mniejszości wobec większości.

Aby władza mniejszości nad większością osiągnęła swój cel, to jest powstrzymanie jednostek działających na szkodę społeczeństwa, konieczne jest, aby znajdowała się w rękach nieomylnych ludzi, jak uważają Chińczycy, czy też jak uważano w Średniowieczu, albo jak ciągle uważają ludzie wierzący w świętość konsekracji. Tylko pod takim warunkiem można usprawiedliwić społeczną koncepcję życia.

Tak jednak nie jest. Wręcz przeciwnie, ludzie na pozycji autorytetu, z powodu posiadania władzy, są zawsze dalecy od nieomylności i świętości. Dlatego organizacja społeczna oparta na władzy nie może mieć żadnego usprawiedliwienia.

Być może istniał czas, kiedy z powodu niskiego poziomu moralności i skłonności człowieka do przemocy, istnienie autorytetu powstrzymującego tę przemoc było korzystne – w przypadku, kiedy przemoc państwa była mniejsza od przemocy jednostki. Każdy jednak przyzna, iż korzystność istnienia państwa w opozycji do jego nieistnienia, nie może trwać wiecznie. W miarę jak natura ludzka stawała się coraz delikatniejsza i zmniejszyła się skłonność jednostek do przemocy, autorytet stawał się coraz bardziej zdeprawowany. Było to wynikiem jego wolności od ograniczeń. Dlatego potrzeba jego istnienia stała się proporcjonalnie coraz mniejsza.

Ta stopniowa zmiana relacji pomiędzy moralnym postępem mas, a korupcją rządów, składa się na historię ostatnich dwóch tysięcy lat. W najprostszym kształcie bieg historii wygląda tak: ludzie żyli w rodzinach, plemionach, rasach, walcząc, prześladując i mordując się wzajemnie. Do większego lub mniejszego stopnia praktykowano uniwersalną przemoc: człowiek walczył z człowiekiem, rodzina z rodziną, plemię z plemieniem, rasa z rasą, naród z narodem. Większe i potężniejsze społeczności połknęły słabsze. W miarę jak społeczności stawały się większe i potężniejsze, zmniejszała się suma wewnętrznej przemocy i przedłużenie istnienia społeczności wydawało się coraz bezpieczniejsze. Wśród członków plemienia i rodziny, zjednoczonych w jednej społeczności, spory do pewnego stopnia zostały złagodzone. Plemię i rodzina nie umiera, jak jednostka, ale trwa. Pomiędzy obywatelami państwa, podporządkowanymi jednej władzy, konflikty są złagodzone do jeszcze większego stopnia, a istnienie państwa wydaje się pewniejsze.

Zjednoczenie ludzi w coraz bardziej rozbudowane społeczności nie było wynikiem uświadomienia sobie korzyści z tego wynikających, ale z jednej strony rezultatem naturalnego rozwoju, a z drugiej konfliktów i podbojów.

Kiedy podbój uwieńczony jest sukcesem, autorytet zwycięzcy kładzie kres wewnętrznym tarciom. W ten sposób usprawiedliwiona jest społeczna koncepcja życia. Jednakże usprawiedliwienie to jest tylko tymczasowe. Wewnętrzne konflikty poskramiane są proporcjonalnie do zwiększającego się ciężaru autorytetu narzuconego jednostkom, które wcześniej były wobec siebie wrogie. Przemoc wewnętrznego konfliktu, zniszczona przez autorytet, wraca do życia poprzez autorytet. Władza znajduje się w rękach ludzi, którzy, jak wszyscy inni, są zawsze albo przynajmniej bardzo często, gotowi podporządkować dobrobyt ogółu swoim osobistym interesom. Jedyna różnica polega na tym, że władcy wolni są od ograniczającego wpływu oporu ze strony uciskanych oraz podatni są na demoralizujący wpływ władzy. Tak też zło władzy, dostając się w ręce autorytetu, zawsze się zwiększa, szybko stając się gorsze niż zło, które ma zniszczyć. Równocześnie zmniejsza się stopniowo skłonność ku przemocy członków społeczności, a tym samym coraz mniej potrzebna jest przemoc władzy.



Przemoc państwa, nawet jeżeli zniszczy przemoc wewnętrzną, zawsze, proporcjonalnie do swojej mocy i długotrwałości, wprowadza w ludzkie życie nowe, coraz gorsze formy przemocy. Chociaż przemoc autorytetu państwa jest mniej oczywista niż wzajemna przemoc jednostek, albowiem nie objawia się poprzez konflikt, ale przez podporządkowanie, to jednak istnieje i prawie zawsze w większym stopniu niż poprzednio.

Nie może być inaczej. Po pierwsze dlatego, albowiem władza deprawuje, a po drugie celem i nieświadomym instynktem ciemiężców jest doprowadzenie swoich ofiar do stanu skrajnego wyczerpania – im słabszy jest uciskany, tym mniej wysiłku potrzeba, aby go do czegoś zmusić.

Dlatego przemoc wobec uciskanych doprowadzona jest do najdalszych granic, jakie może osiągnąć bez zabijania kury znoszącej złote jajka. Kiedy kura przestaje znosić jajka, jak Indianie, mieszkańcy Fiji, murzyni, zabija się ją, wbrew szczerym protestom filantropów.

Doskonałym tego przykładem są obecne warunki klasy pracującej, która nie jest niczym więcej, jak klasą pokonanych ludzi.

Pomimo udawanych wysiłków wyższych klas w kierunku polepszenia warunków życia robotników, podlegają oni niezmiennemu żelaznemu prawu, stosownie do którego wolno im posiadać zaledwie tyle, aby mogli pracować dla swoich panów (to znaczy zdobywców). Głód zmusza ich do wiecznego znoju.

Zawsze tak było. Proporcjonalnie do zwiększenia się siły i okresu trwania autorytetu, korzyści z jego istnienia znikają, a strony ujemne się zwielokrotniają.

Jest i zawsze tak było, bez względu na formę rządu, pod którym żyje naród. Jedyna różnica polega na tym, iż w despotycznej formie rządu władza koncentruje się w ręce małej liczby ciemiężców, a manifestacja jego przemocy jest bardziej tyrańska, natomiast w monarchiach konstytucyjnych i republikach, jak Francja i Ameryka, władza rozdzielona jest pomiędzy wielu ciemiężców, a formy jej manifestacji są lżejsze – jednakże esencja przemocy, w której minusy istnienia autorytetu są większe niż korzyści oraz proces za pomocą którego doprowadza uciskanych do granic wytrzymałości zawsze pozostają takie same.

Taka zawsze była i jest sytuacja uciskanych, jednakże do tej pory nie zdawali sobie z tego sprawy i naiwnie wierzyli, iż rządy istnieją dla ich korzyści, że zginęliby bez państwa, że idea ludzi żyjących bez rządu jest bluźnierczą myślą, której nigdy nie wolno ubrać w słowa, ponieważ równałaby się straszliwym naukom anarchizmu, który z jakiejś nieznanej przyczyny łączy się w umyśle człowieka z każdym wyobrażalnym okropieństwem.

Jakby było to czymś ostatecznie udowodnionym i niepotrzebującym potwierdzenia, ludzie wierzą, iż ponieważ do tej pory wszystkie narody ukształtowały struktury państwowe, państwo musi na zawsze pozostać niezbędnym warunkiem ludzkiego rozwoju.

I tak to trwa od setek i tysięcy lat, a rządy – to znaczy ludzie u władzy – zawsze próbują utrzymać narody w tej iluzji. Tak było za czasów Imperium Rzymskiego, tak też jest i teraz. Chociaż świadomość bezużyteczności a nawet szkodliwości państwa coraz bardziej rozwija się w ludziach, taki stan rzeczy może trwać wiecznie, a rządy zawsze będę zwiększały zbrojenia, aby utrzymać władzę.

Generalnie ludzie uważają, iż armie istnieją, aby bronić państwa przed atakiem innych narodów. Zapominają, iż rządy potrzebują oddziałów, aby bronić się przed swoimi własnymi zniewolonymi i uciskanymi poddanymi.

Dlatego istnienie armii zawsze było konieczne. Potrzeba ta wzrasta proporcjonalnie do edukacji i pogłębiania się związków między ludźmi tej samej lub różnych narodowości, a teraz, w okresie rozprzestrzeniania się ruchu komunistów, socjalistów, anarchistów, ruchu robotniczego, potrzeba zbrojeń jest jeszcze większa. Rządy o tym wiedzą, zwiększają więc moc i liczbę zdyscyplinowanych oddziałów. (…)

Jeżeli człowiek pracujący nie ma ziemi i nie posiada najbardziej naturalnego prawa każdego człowieka – prawa do zdobywania środków utrzymania dla siebie i rodziny z uprawy ziemi – nie dzieje się tak, ponieważ tego nie chce, ale dlatego, iż pewni ludzie – właściciele ziemscy - przywłaszczyli sobie prawo obdarzania albo odbierania własności klasie pracującej. Ten nienaturalny porządek rzeczy utrzymywany jest przez armię. Jeżeli potężne bogactwa, nagromadzone przez wysiłek człowieka pracującego, nie należą do wszystkich, a jedynie do pewnych jednostek; jeżeli przywilej zbierania podatków i używania ich na cokolwiek się chce, przyznawany jest określonym osobom; jeżeli tłumi się strajki robotników i wspiera koalicje kapitalistów; jeżeli pewni ludzie mają władzę wymyślania praw i zmuszania innych do ich przestrzegania; jeżeli mogą zgodnie ze swoją wolą dysponować własnością i życiem ludzkich istot; jeżeli pewne jednostki są upoważnione do wyboru świeckich i religijnych sposobów wychowania dzieci – wszystko to nie wynika z pragnienia ludzi, czyli nie jest rezultatem żadnego naturalnego prawa, ale istnieje dlatego, iż rządy i klasy panujące pragną tego we własnym interesie i utrzymują system za pomocą przemocy fizycznej i ucisku. Jeżeli ktoś nie zdaje sobie z tego sprawy, zrozumie wszystko, kiedy tylko spróbuje oprzeć się albo zmienić istniejący porządek rzeczy. Dlatego każdy rząd i klasy panujące potrzebują armii – dla utrzymania systemu, który nie narodził się z potrzeb ludzi, ale przeciwnie – często jest dla nich szkodliwy i służy tylko rządom i klasom panującym.

Armia potrzebna jest każdemu rządowi, aby utrzymać poddanych w posłuszeństwie i przywłaszczyć sobie owoce ich pracy. Jednakże żadne państwo nie jest samo; poza jego granicami znajduje się inne państwo, które również używa przemocy dla grabienia poddanych i zawsze gotowe jest do grabieży owoców pracy zniewolonych poddanych swojego sąsiada. Dlatego każdy rząd potrzebuje armii nie tylko do działań wewnętrznych, ale również, aby zabezpieczyć dla siebie przywilej grabieży poddanych przed zewnętrznymi rabusiami. W konsekwencji tego wszystkie państwa zmuszone są naśladować się wzajemnie w zwiększaniu zbrojeń. Rozwój armii staje się zaraźliwy – jak sto pięćdziesiąt lat temu powiedział Monteskiusz. Każde zwiększenie zbrojeń skierowane przeciwko własnym poddanym staje się również niebezpieczne dla sąsiada i jest impulsem do zwiększania zbrojeń w innych państwach. Armie osiągnęły obecną liczbę milionów nie tylko z powodu zagrożenia ze strony sąsiadujących państw, ale głównie w rezultacie potrzeby tłumienia wszelkich oznak buntu ze strony uciśnionych poddanych. Zwiększenie armii jest równoczesnym rezultatem dwóch przyczyn – oddziały potrzebne są do obrony przed wewnętrznym wrogiem i do ochrony przed obcymi agresorami. Jeden wynika z drugiego. Despotyzm rządów rośnie proporcjonalnie do ich zewnętrznych sukcesów i zwiększenia liczby i siły armii; agresywność rządów wzrasta proporcjonalnie do wzrostu wewnętrznego despotyzmu.

Tak więc rządy europejskie próbują prześcignąć się w ciągłym zwiększaniu siły swych armii. Ostatecznie doszły do nieuniknionej potrzeby powszechnej służby wojskowej, ponieważ jest to najtańszy sposób zdobycia największej ilości żołnierzy w czasie wojny. Najpierw zrobiły to Niemcy, a kiedy tylko jedno państwo zaczęło, wszystkie inne musiały zrobić to samo. I kiedy tylko wprowadzono ten system, ludzie zostali zmuszeni do chwycenia za broń, aby bronić tych, którzy sami dokonują na nich gwałtu. Obywatele stali się swymi własnymi ciemiężcami.

Powszechna służba wojskowa była nieuniknioną, logiczną potrzebą, która musiała zostać spełniona. Jednak jest również ostatnim wyrazem wewnętrznej sprzeczności społecznej koncepcji życia, która pojawiła się natychmiast, kiedy przemoc zaczęła być potrzebna dla jej utrzymania. W powszechnej służbie wojskowej sprzeczność ta stała się oczywista. Każdy zgodzi się, iż znaczenie społecznej koncepcji życia polega na tym, iż jednostka, zdając sobie sprawę z okropieństwa walki człowieka z człowiekiem i przemijalności własnej egzystencji, przenosi znaczenie swego życia na społeczność ludzkich istot. Tymczasem rezultatem powszechnej służby wojskowej jest to, iż człowiek, po odrzuceniu wszystkiego, co miało uwolnić go od indywidualnego konfliktu i przemijalności jednostkowego życia, ponownie zmuszony jest do poddania się wszelkim niebezpieczeństwom, od których miał nadzieję uciec. To nie wszystko: państwo – ta społeczność, w imię której ludzie poświęcili swoje osobiste interesy – narażone jest na to samo zniszczenie, które dotychczas zagrażało jednostce.

Rządy miały wybawić człowieka od okrucieństwa indywidualnej niezgody i zagwarantować mu nienaruszalną regularność życia państwowego. Zamiast tego zmuszają ludzi do takiego samego konfliktu, z tą tylko różnicą, iż z walki jednostek przeradza się on w wojnę z mieszkańcami innych krajów. Niebezpieczeństwo indywidualnego i państwowego zniszczenia pozostaje.

Ustanowienie powszechnej służby wojskowej jest jak działanie człowieka, który chce odnowić zgniły dom. Ściany pękają – wzmacnia je krokwiami, zapada się dach - dobudowuje szkielet, odpadają deski między krokwiami -podpiera je belkami. W końcu okazuje się, że chociaż rusztowania utrzymują budynek w kupie, tak naprawdę nie nadaje się do zamieszkania.



Tak samo jest z powszechną służbą wojskową, która niszczy wszystkie korzyści życia społecznego, które ma jakoby zapewniać.

Korzyści życia społecznego polegają na bezpieczeństwie własności i pracy oraz powszechnej współpracy w celu ogólnego dobrobytu. Służba wojskowa niszczy to wszystko.

Podatki zbierane od ludzi na zbrojenia i wojny pochłaniają większą część owoców pracy, którą armia ma ochraniać. Porywanie całej męskiej części populacji od codziennych obowiązków życia niszczy samą możliwość pracy. Groźba wojny, czającej się w każdej chwili, sprawia, iż cały postęp życia społecznego idzie na marne.

Kiedy w dawnych czasach człowiek słyszał, że dopóki nie podporządkuje się autorytetowi państwa, będzie mu groziła agresja niegodziwych ludzi, wewnętrzni i zewnętrzni wrogowie oraz będzie musiał osobiście walczyć, ryzykując życie, dlatego też w jego interesie leży poddanie się pewnym niewygodom, aby być wolnym od tych nieszczęść – kiedy człowiek o tym słyszał, mógł kiedyś w to wierzyć, ponieważ ustępstwa na rzecz państwa były jedynie drobną ofiarą i dawały mu nadzieję na spokojne życie w niezniszczalnej społeczności. W obecnych czasach, kiedy ofiary te zwiększyły się wielokrotnie, a obiecanych korzyści nie widać, każdy człowiek naturalnie zaczyna myśleć, że podporządkowanie się państwu jest całkowicie bezużyteczne.

Manifestacja sprzeczności nieodłącznych społecznej koncepcji życia nie jest jedynym fatalnym rezultatem służby wojskowej. Główną manifestacją jej niespójności jest fakt, że każdy obywatel zobowiązany do podjęcia się służby wojskowej, staje się stronnikiem organizacji państwa i wspólnikiem w jego działaniach, bez względu na ich zbrodniczość. Rządy zapewniają, iż armia potrzebna jest do obrony zewnętrznej, ale to kłamstwo. Przede wszystkim konieczna jest do ujarzmiania wewnętrznego, a każdy człowiek podejmujący się służby wojskowej, staje się wspólnikiem przemocy rządu skierowanej przeciwko jego poddanym.

Aby zrozumieć, iż każdy człowiek, który staje się żołnierzem, bierze udział we wszystkich działaniach rządu, działaniach, których nie można wspierać, musimy pamiętać, że wszystko to wykonywane jest przez rząd i spełniane przez siły zbrojne w imię porządku i dobra publicznego. Wszystkie dynastyczne i polityczne spory, egzekucje będące wynikiem tych zakłóceń, tłumienie zamieszek i odwoływanie się do działania zbrojnego w rozpędzaniu tłumów i dławieniu strajków, niesprawiedliwy podział ziemi, pobór podatków i ograniczenia pracy – wszystko to, jeżeli bezpośrednio nie jest wykonywane przez armię, to przynajmniej przez policję wspieraną przez armię. Każdy człowiek, który zostaje żołnierzem, staje się wspólnikiem wszystkich tych czynów, w których zasadność często wątpi, a w większości przypadków całkowicie sprzeciwiają się one jego sumieniu. Chłopi nie chcą zostawiać ziemi, którą uprawiali przez pokolenia; tłumy nie chcą się rozejść zgodnie z pragnieniem rządu; ludzie nie chcą płacić narzuconych im podatków; nie chcą przestrzegać praw, w których ustanowieniu nie brali udziału; nie chcą być pozbawieni swojej narodowości, a ja, który spełniam obowiązki wojskowe, muszę ich prześladować. Zadaję sobie pytanie, czy te czyny, w których muszę brać udział, są dobre czy złe, i czy powinienem w nich pomagać.

Dla rządów powszechna służba wojskowa jest najwyższym wyrazem przemocy potrzebnej do utrzymania całego systemu; dla poddanych jest najwyższym wyrazem podporządkowania się. Jest to kamień węgielny filaru podtrzymującego ściany, którego usunięcie zniszczyłoby cały budynek.

Nadszedł czas, kiedy coraz większe nadużycia rządów i ich spory wymagają od poddanych takiej materialnej i moralnej ofiary, że każdy człowiek musi zadawać sobie pytanie: czy mogę złożyć tę ofiarę? Dlaczego mam ją złożyć? Wymagana jest w imię państwa. W imię państwa mam porzucić wszystko, co drogie człowiekowi: rodzinę, bezpieczeństwo, spokojne życie, szacunek wobec samego siebie. Czym jest to państwo, które żąda tak ogromnej ofiary? I dlaczego jest ona tak bardzo konieczna? Mówi się nam, iż państwo jest niezbędne – po pierwsze bez niego nie byłoby ucieczki od przemocy i agresji niegodziwców, po drugie bez niego ciągle bylibyśmy dzikusami, bez religijnych, naukowych, edukacyjnych, ekonomicznych instytucji społecznych oraz bez środków komunikacji, po trzecie bez państwa ryzykowalibyśmy podbicie przez sąsiednie narody.

Ale gdzie są ci niegodziwcy, przed których atakami i przemocą broni nas państwo i jego armia? Może istnieli trzysta, czterysta lat temu, kiedy człowiek chełpił się wojennymi talentami i uważał za bohaterstwo zabijanie swoich bliźnich, ale w obecnych czasach nie ma takich ludzi. Nikt nawet nie nosi ani nie używa broni, wszyscy wyznają te same zasady filantropii i wzajemnej sympatii, i wszyscy pragną tego samego – możliwości spokojnego życia. Nie istnieje żadna określona klasa ludzi, przed których przemocą musiałoby nas ochraniać państwo. Jeżeli za ludzi, przed którymi broni nas państwo, uważamy kryminalistów, to wszyscy zdajemy sobie sprawę, iż kryminaliści nie są jakimiś dziwadłami, jak dzikie bestie wśród owiec, ale są ludźmi jak my, z równie nikłą skłonnością do zbrodni jak ci, przeciw którym występują. Zdajemy sobie sprawę, że ilość takich ludzi nie zmniejsza się przez groźby i kary, a jedynie przez otoczenie i wpływ moralny. Dlatego próby usprawiedliwienia potrzeby istnienia państwa dla obrony przed kryminalistami, jeżeli nawet miały jakieś podstawy kilkaset lat temu, teraz nie mają żadnych. Bliższe prawdzie jest stwierdzenie, że to działalność państwa, z jego okrutnymi metodami karania, z jego więzieniami, galerami, gilotynami, szubienicami, bardziej sprzyja bezduszności i brutalności, niż łagodności i dobroci, dlatego raczej zwiększa ilość złoczyńców zamiast ją zmniejszać.

„Bez państwa” – mówi się nam – „nie mielibyśmy środków komunikacji, ani nie istniałyby naukowe, religijne, edukacyjne i inne instytucje. Bez państwa człowiek nigdy nie byłby w stanie stworzyć potrzebnych organizacji społecznych”. Argument ten miał rację bytu kilkaset lat temu.

Jeżeli kiedykolwiek istniał czas, kiedy komunikacja i wymiana myśli były tak prymitywne, a ludzie byli tak odizolowani, iż nie byli w stanie dyskutować, ani zgodzić się co do powszechnych spraw – ekonomicznych, edukacyjnych, handlowych, itd. – bez pomocy państwa, to teraz ta izolacja już nie istnieje. Dzięki szeroko rozprzestrzenionym środkom komunikacji i intelektualnej wymiany, człowiek jest zupełnie zdolny do radzenia sobie bez rządu, w organizacji miast, zgromadzeń, rad, kongresów, ekonomicznych i politycznych instytucji. W większości przypadków rząd raczej przeszkadza niż w pomaga w osiągnięciu tych celów.

Od końca poprzedniego wieku prawie każdy ruch postępowy ludzkości jest powstrzymywany przez rządy. Tak było w przypadku zniesienia niewolnictwa, tortur i kary śmierci oraz z ustanowieniem wolności słowa i niezależności prasy. W obecnych czasach rządy i autorytet państwa są bezpośrednią przeszkodą w działaniu, w którym człowiek próbuje stworzyć lepsze formy życia. Rozwiązanie politycznych i religijnych kwestii problemu ziemi i pracy, zamiast być wspierane przez autorytet państwa, jest ciągle hamowane.

„Bez państw i rządów, narody zostałyby pokonane przez sąsiadów.”
Ten argument zawiera w sobie swoje własne obalenie.

Mówi się nam, że rządy i ich armie potrzebne są do obrony przed obcymi państwami, które mogą chcieć nas podbić. Jednakże wszystkie państwa mówią to o sobie nawzajem, a przecież wiemy, iż wszystkie kraje europejskie wyznają te same zasady wolności i braterstwa, i dlatego nie potrzebują obrony przed sobą. Jeżeli mówimy o obronie przed barbarzyńcami, do tego wystarczy jedna tysięczna oddziałów, które mamy teraz. Jak widzimy, fakty zaprzeczają stwierdzeniu o potrzebie armii do obrony przed zewnętrznym wrogiem. Autorytet państwa zamiast chronić nas przed agresją sąsiadów, w rzeczywistości stwarza niebezpieczeństwo takiej agresji.

Dlatego każdy człowiek, który został powołany do armii i zastanawia się nad znaczeniem państwa, w imię którego musi poświęcić swój spokój, bezpieczeństwo i życie, musi jasno widzieć, iż w obecnych czasach nie ma żadnego usprawiedliwienia dla jego ofiary.

Teoretycznie każdy człowiek może zobaczyć, że ofiary jakich domaga się państwo nie mają wiarygodnych podstaw, ale nawet z praktycznego punktu widzenia, oceniając bolesną sytuację, w której umieściło go państwo, człowiek widzi, że podjęcie się służby wojskowej jest w większości przypadków bardziej dla niego szkodliwe, niż odmowa posłuszeństwa.

Kimkolwiek bym nie był, bez względu na przynależność do bogatych, uciskających klas, czy pracujących i uciskanych - w obu przypadkach ujemne strony nieposłuszeństwa są mniejsze niż rezultaty posłuszeństwa, a korzyści płynące z nieposłuszeństwa są większe niż te, płynące z podporządkowania się autorytetowi.

Jeżeli należę do uciskającej mniejszości, negatywne rezultaty nieposłuszeństwa wobec wymagań państwa będą następujące: zostanę osądzony jako człowiek, który odmówił posłuszeństwa swemu rządowi i w najlepszym przypadku zostanę uniewinniony albo zmuszony do spędzenia okresu mojej służby wojskowej w jakiejś niemilitarnej organizacji – jak robi się w Rosji z menonitami – a w najgorszym, zostanę skazany na wygnanie lub więzienie na dwa, trzy lata (mówię o sytuacji w Rosji), a może nawet na dłuższy okres. Mogę nawet zostać skazany na śmierć, chociaż to nie jest zbyt prawdopodobne. Takie są złe strony nieposłuszeństwa. Złe strony posłuszeństwa są następujące: w najlepszym wypadku nie zostanę wysłany, aby mordować ludzi, ani nie znajdę się w ryzykownej sytuacji, w której mogę zginąć lub zostać ranny. Będę tylko trybikiem w militarnej niewoli. Będę ubierał się w strój klauna, będą mi rozkazywać moi przełożeni, ich zachcianki zmuszą mnie do najróżniejszych, groteskowych wygibasów, a po okresie od roku do pięciu, zostanę uwolniony, zobowiązując się przez dziesięć następnych lat do gotowości podjęcia się tej samej służby i spełniania tych samych rozkazów. W najgorszym przypadku oprócz podlegania wyżej wymienionym warunkom zniewolenia, zostanę wysłany na wojnę, gdzie będę musiał mordować obywateli innych krajów, którzy w niczym mi nie zawinili. Będę ryzykował śmierć i kalectwo, a czasami zostanę wysłany na pewną śmierć, jak to było w Sewastopolu i we wszystkich innych wojnach. Najbardziej bolesne jest to, że mogę zostać wysłany przeciwko moim własnym rodakom i będę musiał mordować moich braci dla całkowicie obcych mi interesów dynastycznych i rządowych. Tak wygląda porównanie złych stron.

Porównanie korzyści płynących z posłuszeństwa i nieposłuszeństwa rządowi wygląda następująco: człowiek, który zgodził się na służbę wojskową, po przełknięciu wszystkich afrontów i popełnieniu wszystkich okrucieństw, których od niego wymagano, jeżeli nie zginie, otrzyma czerwone i złote błyskotki, które będzie mógł przyczepić do swego stroju klauna, a jeśli ma szczęście, będzie mógł dowodzić setkami i tysiącami ludzi, równie zdeprawowanymi jak on. Dostanie funkcję feldmarszałka i dużo pieniędzy.

Korzyści płynące z odmowy służby wojskowej obejmują zachowanie ludzkiej godności, szacunek uczciwych ludzi i przede wszystkim całkowitą pewność, że działa po bożemu i dlatego jest się pożytecznym ludzkości.

Takie są dobre i złe strony dla członków bogatych, uciskających klas.
Dla biednego człowieka z klasy pracującej są one takie same, z przewagą stron ujemnych. Szczególna niekorzyść dla człowieka pracującego, który zgodził się na służbę wojskową polega na tym, że przez swój udział i pozorne przyzwolenie, wzmacnia ucisk, pod którym żyje.

Jednakże ani ogólne argumenty dotyczące potrzeby i efektywności państwa, które ludzie muszą utrzymywać przez uczestnictwo w służbie wojskowej, ani przedstawienie plusów i minusów posłuszeństwa i nieposłuszeństwa jednostek wobec państwa, nie mogą rozwiązać kwestii konieczności istnienia lub zniszczenia państwa. Ta kwestia może zostać nieodwołalnie i bezwarunkowo rozwiązana jedynie przez sumienie i duchową świadomość każdej jednostki, która zastanawia się nad problemem istnienia i nieistnienia państwa, wraz z jego powszechną służbą wojskową.
(1893)


piątek, 8 kwietnia 2011

Posiadanie a bycie



Wszystkie prawdziwie rewolucyjne starcia są tak naprawę konfliktem między byciem i posiadaniem. Instytucje, rządy, zorganizowane religie chcą „posiadać” – władzę, poddanych, wyznawców, status quo. Posiadanie oznacza statyczność, nieruchomość, dehumanizację. Z samej swojej natury człowiek istnieje aby być – doświadczać prądu życia, przechodząc przez lata swego istnienia, ucząc się istnieć w coraz większej zgodzie z własnym sumieniem, uwalniając się stopniowo od materialnych, nastawionych na posiadanie koncepcji życia. Posiadanie własności w zdrowym nurcie życia jest tylko jego pobocznym aspektem, służącym udogodnieniu samego procesu bycia – jak na przykład posiadanie dachu nad głową, pożywienia, szczoteczki do zębów. Rzeczy te pełnią jedynie fukncję pomocniczą i same w sobie nie mają żadnego znaczenia. Esencją pozostaje rozwój jednostki – co naturalnie oznacza rozwój społeczności.

W obecnym systemie życia, narzucanym pod mianem „wolności”, najważniejszym i podstawowym celem życia jest posiadanie. Jesteśmy wolni aby „mieć”, konsumować. Wartościom duchowym, altruistycznym nadaje się poboczną wartość – wprawdzie mówi się o potrzebie moralności, poświęcenia, duchowości (szczególnie w kontekście patriotyzmu i religii), ale w rzeczywistości można łatwo zobaczyć, że jakkolwiek bogaty duchowo i moralnie miałby ktoś charakter, to jeśli nie posiada własności (pieniędzy, pozycji społecznej, funkcji politycznej), jest lekceważony, uznawany za naiwnego, niedojrzałego. Natomiast osoba, która osiągnęła sukces w posiadaniu, bez względu na jej wady, głupotę i niemoralność, będzie szanowana w społeczeństwie, a jej postawa będzie podawana jako przykład. Jest w tym pewne uproszczenie, jednak generalnie tak wygląda sytuacja. I większość ludzi jest przekonanych, że nastawienie na posiadanie jest naturalnym i najbardziej zaawansowanym sposobem życia. Innymi słowy ludzie wierzą, iż kultura europejska, oparta na prywatnej własności i ekspansji jest najbardziej zaawansowaną kulturą świata, która ostatecznie wypchnie inne, „barbarzyńskie” koncepcje życia indywidualnego i społecznego.

Kiedy biali zaludniali kontynent amerykański, jednym z najpopularniejszych festiwali wśród Irokezów był dzień rozdawania bogactw. Cała wioska spotykała się przy ognisku i organizowano zawody na to, kto więcej rozda swojej własności. Niektórzy Indianie pozbywali się wszystkiego, z otwartym sercem rozdając najdrobniejszy kawałek swojego osobistego majątku, zostając z pustymi rękoma. Było to jedno z pierwszych świąt zakazanych przez kolonizatorów, jako barbarzyński, pogański rytuał, sprzeciwiający się podstawowym zasadom cywilizowanego życia.

Pomimo tragicznego aspektu zetknięcia dwóch tak różnych kultur – jednej opartej na byciu – rozwijaniu cech moralnych, odwagi, mądrości, altruizmu, drugiej zorientowanej na posiadanie, rozwój egoizmu, na otaczanie żywej istoty martwymi przedmiotami i rozszerzanie na nie swojej tożsamości - jestem pełen optymizmu. Fakt istnienia i sprawnego funkcjonowania ludzkich kultur opartych na kompletnie innych niż europejskie założeniach świadczy o tym, że kapitalistyczna, cyniczna teoria, iż system oparty na prywatnej własności jest jedynym możliwym systemem zapewniającym porządek i bezpieczeństwo ludzkości, jest kłamstwem. Jak pokazuje historia, człowiek nie jest genetycznie zdeterminowany do wojny, chciwości, mordu i chaosu, czemu może zaradzić tylko system istnienia oparty na posiadaniu dóbr, które to posiadanie zapewnione jest przez scentralizowaną władzę bądź też mityczną samoregulację rynku. Na całym świecie mamy przykłady grup funkcjonujących doskonale bez centralnej władzy, w oparciu o idee kooperacji, wspólnoty, bezinteresowności. Oczywiście, w sytuacji, w której materialnie potężniejszy system europejski zdominował ekonomicznie, politycznie i kulturowo wszystkie słabsze cywilizacje, znaczenie i zasadność innych koncepcji społecznych i kulturowych będzie pomniejszana i bagatelizowana. Stwierdzenie „Historię piszą zwycięzcy” ma i tutaj swoje zastosowanie. Dlatego większość ludzi, nawet tych, uznawanych za wykształconych i mądrych, uważa, iż wymuszenie na wszystkich ludziach, na całym świecie, europejskiego sposobu życia oznacza postęp, którego ceną może być transformacja, a nawet anihilacja całych kultur.

Nie mówię, że cywilizacja europejska jest tylko i wyłącznie materialną, samolubną wersją rzeczywistości – tutaj przecież powstały idee Tołstoja, tutaj narodziły się anarchistyczne społeczności w Katalonii czy wolne społeczności zainicjowane przez Nestora Makhno, tutaj ludzie od wieków próbują zmienić destrukcyjny, martwy kierunek historii nastawiony na egoizm i osiągnięcia materialne. Uważam jednak, że odwołanie się do tradycyjnych, często istniejących przez tysiące lat decentralistycznych, nastawionych na „bycie” koncepcji społecznych może wzbogacić europejskie ruchy wolnościowe, wiążąc ich racjonalizm z transracjonalizmem (w opozycji do dogmatyczności zorganizowanej religii, którą uważam za irracjonalizm) – duchowym aspektem, pozbawionym religijnego dogmatyzmu, umiejscawiającym człowieka jako naturalną część większej, kosmicznej całości.

(tekst ukazał się oryginalnie w piątym numerze Jasnej Polany)

czwartek, 31 marca 2011

Jasna Polana 5

Wrzuciłem dziś w sieć kolejny numer Jasnej Polany, dzięki łasce bogów już piąty;) Zachęcam z całego serca do lektury, włożyłem w to wiele energii i myślę, że warto. Pozdrawiam wszystkich zaglądających.



• Słowem wstępu

• Królestwo Boga jest w tobie
Lew Tołstoj
• Aby Ameryka żyła, Europa musi umrzeć
Russell Means
• O znaczeniu stowarzyszeń
Edward Abramowski
• Znaczenie konfederacjonizmu
Murray Bookchin
• Życie w rewolucyjnej Barcelonie
Manolo Gonzales
• Posiadanie i bycie w doświadczeniu codziennym
Erich Fromm
• Podróż
Marcin Kreczmer

Jasna Polana 5 - pobierz tutaj

poniedziałek, 28 lutego 2011

Jasna Polana 4



Wrzuciłem w sieć nowy numer Jasnej Polany, zapraszam do lektury. Przy okazji przypominam, że przydałaby się pomoc przy przekładzie tekstów, choćby jak nadrobniejsza:)

• Słowem wstępu
• Patriotyzm i rząd
Lew Tołstoj
• Mniejszość kontra większość
Emma Goldman
• Tyrania jest tyranią
Howard Zinn
• Program wykładów nowej etyki
Edward Abramowski
• Wolność i spontaniczność
Erich Fromm
• Twarzą w twarz
Peter Nabokov
• Wędrowcy 2012
Marcin Kreczmer

Jasna Polana 4 - pobierz

czwartek, 3 lutego 2011

Jasna Polana 3



Zapraszam do lektury kolejnego numeru Jasnej Polany. W tym numerze:

Słowem wstępu
Patriotyzm czy pokój?
Lew Tołstoj
Ludzie podłej i nikczemnej klasy
Howard Zinn
Heroizm wrażliwości
Wywiad z Kazimierzem Dąbrowskim
Fazy i poziomy rozwoju człowieka
Kazimierz Dąbrowski
Przeczucia i proroctwa
Peter Nabokov
Język a wolność
Noam Chomsky
Wolność i demokracja
Erich Fromm
W kozie
George Orwell
Wynalazek Profesora T.Alenta
Marcin Kreczmer

Jasna Polana 3 - sciągnij tutaj

wtorek, 4 stycznia 2011

Jasna Polana 2



Złożyłem już drugi numer Jasnej Polany, zapraszam do lektury. Część tekstów ukazuje się w języku polskim po raz pierwszy. W numerze:

Słowem wstępu
Początek końca
Lew Tołstoj
Odmowa współpracy
David H. Albert
W schronisku dla włóczęgów
George Orwell
Kolorowa linia
Howard Zinn
Życie bez zasad
Henry David Thoreau
Psychologia hitleryzmu
Erich Fromm
Dominacja Stanów Zjednoczonych
Noam Chomsky
Byli też ciemnoocy o ochrypłych głosach…
Marcin Kreczmer

Jasna Polana 2