poniedziałek, 18 stycznia 2010

Walden, czyli życie w lesie 1



Walden, czyli życie w lesie 1

H. D. Thoreau



Sędziwy wiek nie bardziej się nadaje na instruktora niż młody, zyskał bowiem mniej, aniżeli stracił. Można chyba wątpić, czy najmądrzejszego człowieka życie nauczyło czegoś, co miałoby wartość absolutną. Na dobrą sprawę starzy nie mają do przekazania młodym żadnej naprawdę istotnej rady, albowiem ich własnemu doświadczeniu brakuje pełni, a życie ich to nieszczęsne fiasko, które jak musze wierzyć ponieśli z powodów osobistych. Może jednak pozostaje im trochę wiary zadającej kłam owemu doświadczeniu, a ich młodość tylko się po prostu zestarzała. Żyje trzydzieści parę lat na tej planecie i jeszcze nie słyszałem sylaby, która by dała początek wartościowej radzie ludzi starszych. Nie przekazali mi nic istotnego i prawdopodobnie nie potrafią przekazać.

Oto życie, eksperyment w wielkim stopniu przeze mnie nie dokonany, wszelako nie przynosi mi korzyści fakt, że oni go dokonali. Jeżeli doświadczę czegoś, co uznam za wartościowe, z pewnością przypomnę sobie, że nic na ten temat nie słyszałem od swoich mentorów.

Większość luksusów i tak zwanych wygód życiowych jest nie tylko zbędna, lecz stanowi niewątpliwie przeszkodę w rozwoju duchowym ludzkości. Jeśli już mowa o luksusach i wygodach, to najmądrzejsi ludzie zawsze prowadzili prostsze i skromniejsze życie aniżeli biedacy. Starożytni filozofowie w Chinach, Indiach, Persji i Grecji tworzyli klasę tak biedną, jeśli idzie o zasoby materialne, że nie było biedniejszej, ale i też bogatszej, jeśli idzie o bogactwo duchowe. Niewiele o nich wiemy, znamienne jednak, że wiadomo nam chociaż tyle.

Kiedy człowiek się ogrzeje na tych kilka opisanych przeze mnie sposobów, czego z kolei potrzebuje? Z pewnością nie większej ilości ciepła tego samego rodzaju, lecz więcej bogatego pożywienia, obszerniejszych i wspanialszych domów, piękniejszych ubrań, liczniejszych, nie wygasających, gorętszych ognisk, i tym podobnych wygód. Zdobywszy to , co potrzebne do życia, może jednak dokonać innego wyboru niż zdobywanie nadmiaru, może się teraz zdobyć na odwagę i żyć, może zacząć wakacje i zaniechać bardziej upokarzającej harówki.



Ziemia chyba nadaje się dla takich właśnie nasion, albowiem najpierw wypuszczają one w dół korzonki, potem zaś z równym zaufaniem strzelają kiełkiem w górę. Dlaczego człowiek tak mocno zapuścił korzenie w ziemi, że nie może z równą energią poderwać się i wznieść ku niebu? Wszak szlachetniejsze rośliny ceni się dla owocu , jaki ostatecznie rodzą pośród powietrza i światła, daleko od ziemi. Nie traktuje się ich na równi ze skromniejszymi roślinami jadalnymi, które mimo że dwuletnie, uprawiane są tylko od czasu do czasu, kiedy w pełni wykształcą korzeń, i często ułatwia im się ów proces ścinając część naziemną, skutkiem czego większość ludzi nie wie nawet, jak wyglądają w okresie kwitnienia.

Nikt nie potrzebuje tego , czym by się mógł zadowolić, lecz tego czym mógłby się zająć, czy raczej tego, czym mógłby się stać. Chyba nigdy nie powinniśmy się starać o nowe ubranie, choćby stare było w strzępach, dopóki tak sobą nie pokierujemy, nie postawimy przed sobą takich zadań albo nie pożeglujemy tak daleko, że w starym staniemy się nowymi ludźmi, i dopiero wtedy przywdziejemy nowe, aby nie czuć się jak młode wino w starych butelkach. Okres tracenia piór musi - podobnie jak u ptactwa - być w naszym życiu przełomem. Nur zaszywa się na ten czas pośród samotnych jezior. Na skutek wewnętrznego wysiłku i rozrostu wąż zrzuca wylinę, a gąsienica - larwią osłonę; odzienie stanowi bowiem jedynie ostatnią warstwę naszego naskórka i naszą śmiertelną powłokę. Jeżeli będziemy mieli do tej kwestii inny stosunek, okaże się że żeglujemy pod fałszywą banderą i że nieuchronnie zostaniemy w końcu zdegradowani przez własną opinię i opinię ludzkości.

Otoczeni luksusem, wszyscy jesteśmy biedni z podobnych względów, gdyż nie mamy dostępu do tysiąca przyjemności życia człowieka niecywilizowanego.

Czy zawsze mamy się zastanawiać, jak zdobyć więcej, zamiast cieszyć się niekiedy tym, co posiadamy, nawet jeśli posiadamy mniej? Czy szanowany obywatel powinien pociągać za sobą młodego człowieka i nauczać go, że musi się przed śmiercią zaopatrzyć w pewną liczbę par zbędnych kaloszy, parasoli i pustych pokoi gościnnych dla pustych gości?



Prostota i nagość ludzkiego życia w wiekach prymitywnych miały dla człowieka przynajmniej tę korzyść, że pozwalały mu być gościem Natury. Gdy się wzmocnił jadłem i snem, znów ruszał w dalszą drogę. Koczował na tym świecie jak gdyby w namiocie i albo przedzierał się przez doliny, albo przemierzał równiny, albo wspinał się na górskie szczyty. Tymczasem jednak ludzie stali się narzędziami swoich narzędzi. Człowiek, który bez skrępowania zrywał owoce, kiedy dokuczał mu głód, został farmerem; ten zaś, kto szukał schronienia pod drzewem - zarządcą. Nie rozbijamy już więcej obozowisk na noc, osiedliliśmy się bowiem na ziemi i zapomnieliśmy o niebie.

Gdyby ludzie wznosili swoje domostwa własnymi rękami i zaopatrywali siebie i swoje rodziny w żywność w sposób dostatecznie prosty i uczciwy, kto wie, może wówczas rozwinęłyby się powszechnie zdolności poetyckie, tak jak u ptaków umiłowanie śpiewu.
Ktoś inny może niewątpliwie myśleć za mnie, niezbyt to jednak pożądane, albowiem ja przestanę prawdopodobnie myśleć za siebie.

Cóż za sentymentalny reformator architektury zaczął od gzymsu, zamiast od fundamentu.
Wielu ludzi interesuje się tym, kto zbudował pomniki Zachodu i Wschodu. Co do mnie, to chciałbym wiedzieć, kto w owych czasach ich nie budował, kto był ponad te błahostki.
Gdy spotkałem imigranta chwiejącego się pod ciężarem tobołu z całym dobytkiem - tobół wyglądał jak olbrzymi guz wyrosły biedakowi na karku - żal mi się zrobiło człeczyny, nie dlatego że był to jego cały dobytek, ale dlatego, że musiał to wszystko dźwigać. Jeżeli będę zmuszony ciągnąć zastawione na siebie sidła, dopilnuję aby były lekkie i mnie nie uciskały. Chyba jednak najmądrzej by było nigdy nie wkładać w nie łapy.


autentyczne wnętrze chatki Thoreau

Przez ponad pięć lat żyłem wyłącznie z pracy własnych rąk. Przekonałem się, że pracując około sześciu tygodni w roku, mogłem sprostać wszystkim wydatkom. Całe zimy, jak również większość miesięcy letnich miałem wolne na lekturę. Gruntownie wypróbowałem zawód dyrektora szkoły i spostrzegłem, że moje wydatki są proporcjonalne, a raczej nieproporcjonalne do dochodów, byłem bowiem zmuszony ubierać się i szkolić, nie mówiąc o tym, że myśleć i wierzyć . Przeto wdawszy się w ten interes zmarnowałem tylko czas. Ponieważ nie uczyłem mając na względzie dobro mych braci, lecz po prostu zarabiałem na życie, poniosłem fiasko. Próbowałem też handlu, przekonałem się jednak, że dopiero po dziesięciu latach ruszyłbym naprzód i że wówczas kroczyłbym już może do piekła. Naprawdę ogarnął mnie strach, że do tego czasu zacząłbym prosperować. Gdy przeto się rozglądałem za sposobem zarabiania na życie, mając świeżo w pamięci pewne smutne doświadczenie z dostosowywaniem się do życzeń przyjaciół, co nadwerężyło moją prostolinijność, często i poważnie myślałem o zbieraniu czarnych jagód. Bezsprzecznie mógłbym się tym zająć, małe zaś zyski wystarczyły, albowiem moją najbardziej przydatną umiejętnością jest nie pragnąć wiele.

Tak mało kapitału wymaga to zajęcie, tak niewielkiego oderwania od moich zwykłych nastrojów - myślałem niemądrze. Znajomi związali się bez wahania z handlem albo z wolnymi zawodami, ja zaś zbieranie jagód uważałem za zajęcie bardzo tamtym pokrewne. Ach, całe lato przemierzać wzgórza, schylać się tylko po napotkane na drodze jagody, a potem pozbywać się ich bez trudu; jednym słowem być pasterzem stad Admeta! Marzyłem także o zbieraniu ziół albo roznoszeniu - a może nawet rozwożeniu furą - wiecznie zielonych roślin tym mieszkańcom miasteczka, którzy lubią, gdy coś przypomina im las. Od tamtego czasu wszelako nauczyłem się, że handel jest przekleństwem wszystkiego czego się ima, i nawet jeśli wymiana dotyczy niebiańskich poruczeń, również ciąży na niej klątwa rzucona na handel.

(...) doszedłem do przekonania zarówno dzięki teorii, jak i praktyce, że jeśli chcemy żyć mądrze i skromnie, praca dająca utrzymanie na naszej ziemi nie jest trudem lecz rozrywką. Wszak dążenia ludów żyjących w większej prostocie nadal są rozrywką tych, które stworzyły sobie bardziej sztuczne warunki. Człowiek nie koniecznie musi zarabiać w pocie czoła, chyba że poci się łatwiej.
Chyba nie powinienem świadomie i celowo zaniedbywać mojego szczególnego powołania do czynienia dobrze w dziedzinie, w której społeczeństwo tego ode mnie wymaga, to jest nie wolno mi zaniechać ratowania wszechświata przed zagładą. Sądzę, że jest on zdolny przetrwać tylko dzięki podobnej, lecz nieskończenie większej nieugiętości w innych rejonach. Nie stanąłbym jednak między człowiekiem a jego umysłem. Temu, kto uprawia tę nie odpowiadającą mi działalność i tak robi, radziłbym: "Wytrwaj", nawet jeśli świat nazwie jago postępki czynieniem zła, co jest wielce prawdopodobne.

Na tysiąc ludzi odrąbujących gałęzie zła tylko jeden karczuje korzenie.
U człowieka nie cenię sobie głównie prawości i życzliwości, albowiem są one jak gdyby łodygą i liśćmi. Rośliny, z których wysuszonej zieleni parzymy chorym ziołową herbatę, mają jedynie skromne zastosowanie i zalecają je głównie znachorzy. Potrzeba mi tego, co jest w człowieku kwiatem i owocem, pragnę czuć że owiewa mnie jego zapach i nadaje naszemu stosunkowi smak dojrzałości. Jego dobroć nie może być wyrywkowym, sporadycznie wykonywanym uczynkiem, lecz ciągłym nadmiarem, który nic go nie kosztuje i spełniany jest nieświadomie.




8 komentarzy:

  1. ojej...Marcinsenie! ten fragment jest jak balsam na moje serducho w tej chwili. zerkam na półkę i widzę ,,Walden" w mocno sfatygowanej okładce...widzę ten domek, na który pewnie nigdy mnie nie będzie stać... i marzę o zapachu igliwia o świcie ...

    OdpowiedzUsuń
  2. "Jesli nie istnieje dla samego siebie, ktoz istniec bedzie dla mnie?
    Jesli istnieje tylko dla siebie, kimze jestem?
    A jesli nie teraz - to kiedy?"

    OdpowiedzUsuń
  3. Emma - Thoreau miał tylko siekierę i sobie zrobił domek...:)

    OdpowiedzUsuń
  4. ale musiał mieć też silne mięśnie!
    a ja ani siekiery, ani mięśni i boję się wilków :-))

    OdpowiedzUsuń
  5. Wzniosły tekst. Jednak większość odbiorców byłaby głucha na jego wołania.

    OdpowiedzUsuń
  6. Byłaby głucha i w zasadzie to BYŁA głucha ta większość odbiorców, Kopaczu :)

    Czytałem kiedyś, miało być "biblią zielonych"... Troszkę mnie rozczarowała ta książka, ale i troszkę w głowie zostawiła - nie przeczę :)

    TAk czy inaczej mądry facet był z tego Thoureau!

    OdpowiedzUsuń
  7. Marcinsen,
    mam, nawet kawał chłopa, ale on nie chce do lasu!

    OdpowiedzUsuń