W tym fragmencie Thoreau mówi głównie o chwałach samotności. Zgadzam się z większością rzeczy, o których pisze, choć w moim życiu kładę nacisk na autentyczne towarzystwo, autentycznych ludzi, jako ważna iskra twórcza. Towarzystwo wyjątkowych osób bez wątpienia może nas wzbogacić, jeśli będziemy zdawac sobie sprawę z ich wyjątkowości, przy równoczesnym uświadomieniu sobie, jak wyjątkowi jesteśmy my sami. Tak, czy inaczej, poniższe słowa o samotności dodają otuchy i mają sens - ile tak naprawdę wynosimy z płytkiego, krzykliwego towarzystwa? Jedynie hałas. Dziś rano siadłem przed kompem i wyczyściłem zakładkę ulubionych z 90% linków. Pożegnałem się z wszystkimi forami dyskusyjnymi, stronami informacyjnymi, facebookiem, itd, zostawiając najbardziej podstawowe strony. Email, blog, strona banku, allegro, nasza-klasa (jedyny kontakt z mamą), youtube, słownik. Wystarczy. Za dużo człowiek nazbierał bezwartościowych błyskotek i tylko nerwy sobie szarpie, stykając się w większości z ludzką głupotą.
Walden, czyli życie w lesie 3
H. D. Thoreau
Gdyby ludzie bardziej się zastanawiali nad wyborem własnej przyszłości, chyba wszyscy zostaliby przede wszystkim badaczami i obserwatorami, albowiem niewątpliwie wszystkich jednakowo interesuje własna natura i przeznaczenie. Gdy gromadzimy dobra dla siebie albo potomności, zakładamy rodziny albo kładziemy podwaliny państwowości, a nawet zyskujemy sławę - jesteśmy śmiertelni, gdy jednak dochodzimy prawdy, zyskujemy nieśmiertelność i nie musimy się obawiać, że zaskoczy nas coś niepomyślnego. Najstarszy egipski czy hinduski filozof uchylił skraj szaty narzuconej na pomnik boskości i od tego czasu udrapowana materia już go nie zasłania. Widzę ten sam co ów filozof świeży blask, albowiem to ja mędrcu byłem wówczas tak zuchwały, teraz zaś on we mnie wspomina ten obraz. Materii nie pokrył kurz, nie upłynęła sekunda, odkąd ujawniono ową boskość. Czas, który naprawdę doskonalimy albo który nadaje się do udoskonalenia, nie jest ani przeszły, ani teraźniejszy, ani przyszły.
Przynajmniej tę przewagę miałem w swoim sposobie życia nad tymi, którzy zmuszeni byli szukać rozrywek za granicą, w towarzystwie czy teatrze, że samo moje życie stanowiło dla mnie rozrywkę i zawsze miało mi coś nowego do zaoferowania. Było sztuką teatralną o wielu odsłonach i bez zakończenia. Gdybyśmy istotnie zawsze żyli i porządkowali swoje życie według ostatniego i najlepszego ze sposobów, jakiego się nauczyliśmy, nigdy by nas nie nękała nuda. Trzymaj się podszeptów własnego ducha, a cię nie zawiedzie, i w każdej godzinie roztoczy przed tobą nowe perspektywy.
Ogołocono wszystkie należące do Indian wzgórza jagodowe, przetrzebiono na użytek miasta wszystkie łąki, na których rosły żurawiny. Wiozą do miasta bawełnę, wywożą tkaniny; wwożą jedwab, wywożą wełnę; wwożą książki, lecz wywożą rozum, który je płodzi.
Myślę, że ludzie nadal boją się ciemności, chociaż powieszono już wszystkie czarownice i wkroczyło chrześcijaństwo w blasku świec.
W najczarniejszą melancholie nie popadnie ten, kto żyje pośród Natury, albowiem znajduje w niej spokój dla swoich zmysłów. Jeszcze się nie zdarzyła taka burza, która by dla zdrowego, niewinnego ucha nie była eolską muzyką. Nic nie zdoła wtrącić prostodusznego i dzielnego człowieka w otchłań pospolitego smutku. Ciesząc się przyjaźnią pór roku ufam, że życie nigdy nie stanie się dla mnie ciężarem.
Cała ta ziemia, którą zamieszkujemy, jest jedynie punktem we wszechświecie. Jak daleko od siebie, myślicie, bytują dwaj najbardziej oddaleni mieszkańcy tej samej gwiazdy, której średnicy nie sposób zmierzyć naszymi przyrządami? Dlaczego miałbym się czuć samotny? Czyż nasza planeta nie znajduje się na Drodze Mlecznej? Zadaliście pytanie, które nie wydaje mi się najważniejsze. Jakiego rodzaju przestrzeń oddzielająca człowieka od jego braci sprawia, że czuje się samotny? Jak wiem z doświadczenia, nawet niewielki wysiłek nóg niewiele przybliży do siebie dwa umysły.
Gdyby martwego człowieka czekała perspektywa przebudzenia się, czyli powrotu do życia, nie miałby żadnych wymagań co do czasu i miejsca, w którym mogłoby to nastąpić. Owo miejsce jest zawsze to samo, nieopisanie miłe wszystkim naszym zmysłom. Przeważnie godzimy się na to, aby na nasze codzienne sprawy składały się jedynie wydarzenia drugorzędne i przemijające. W istocie one tylko rozpraszają naszą uwagę. Najbliższa wszelkiej rzeczy jest siła kształtująca ich istnienie. Tuż obok nas nie stoi robotnik, którego najęliśmy i z którym tak lubimy pogwarzyć, lecz ten, którego jesteśmy dziełem.
Za sprawą myśli możemy stanąć obok siebie w pełni władz umysłowych. Świadomym wysiłkiem umysłu możemy trzymać się na uboczu postępków i ich konsekwencji - wówczas wszystko: dobro i zło przepływa obok nas niczym potok. Nie jesteśmy w pełni związani z Naturą. Mogę być albo drewnem płynącym nurtem strumienia, albo Indrą spoglądającym na to z nieba. Może mnie poruszyć przedstawienie teatralne, a z drugiej strony mogę pozostać całkowicie nie poruszony zwykłym wydarzeniem, które niby o wiele bardziej mnie dotyczy. Znam siebie jako istotę ludzką - można by rzec, scenę dla myśli i uczuć; i jestem świadom pewnej dwoistości, dzięki której mogę stanąć tak daleko od siebie jak od innej osoby. Niezależnie od intensywności doznań wiem, że część mojej osoby pozostaje krytyczna, nie jest jak gdyby częścią mnie, lecz obserwatorem, który nie bierze udziału w moich doznaniach, tylko jej rejestruje - w takiej samej mierze to ja, w jakiej może to być ktoś inny. Gdy dramat życia - a może i tragedia - dobiega końca, obserwator odchodzi własną drogą. Dla niego był to jedynie rodzaj fikcji, jedynie dzieło imaginacji. Niekiedy przez ową dwoistość stajemy się kiepskimi sąsiadami i przyjaciółmi.
Przebywanie przez większość czasu w samotności wychodzi mi na zdrowie. Towarzystwo, nawet najlepsze, po niedługim czasie nuży i rozprasza. Uwielbiam być sam. Nigdy nie poznałem towarzysza, który byłby tak towarzyski jak samotność. Gdy jedziemy za granicę i obracamy się wśród ludzi, bywamy przeważnie bardziej samotni, aniżeli wówczas gdy pozostajemy samotni we własnych mieszkaniach. Człowiek, który rozmyśla czy pracuje, zawsze jest sam, przeto uszanujmy jego wolę. Samotność nie mierzy się w milach oddzielających człowieka od jego braci.
Towarzystwo to przeważnie rzecz tandetna. Spotykamy się po bardzo krótkich, kiedy upłynęło jeszcze zbyt niewiele czasu, abyśmy mogli zyskać dla siebie nową wartość. Spotykamy się trzy razy dziennie przy posiłkach i częstujemy nawzajem nową odmianą tego spleśniałego sera, którym sami jesteśmy. Aby te częste spotkania były znośne, aby nie dochodziło do otwartej wojny, musieliśmy ustanowić pewien zestaw zasad nazywany etyką i dobrymi manierami.
Spotykamy się na poczcie, na wieczorku towarzyskim i co wieczór przy kominku; żyjemy w ciasnocie, wchodzimy sobie w drogę i potykamy się o siebie tracąc tym samym, mam wrażenie, po trosze wzajemny szacunek. Rzadsze spotkania z pewnością zaspokoiłyby naszą potrzebę utrzymywania ważnych i serdecznych kontaktów. (...) Lepiej by było, gdyby na jedną milę kwadratową przypadał tylko jeden człowiek, podobnie ja tu, gdzie ja mieszkam. O wartości człowieka nie stanowi jego skóra, toteż nie musimy go dotykać.
Znam opowieść o człowieku, który choć zabłądził w lesie i umierał pod drzewem z głodu i wyczerpania, nie czuł się aż tak samotny dzięki groteskowym wizjom, jakie roztaczała przed nim chora - w osłabionym ciele - wyobraźnia; wierzył, że są rzeczywistością. Toteż zdrowe ciało i umysł przez swą siłę mogą dodawać nam nieustannie otuchy zapewniając podobne, aliści bardziej normalne i naturalne towarzystwo, dzięki czemu przekonamy się, że nigdy nie jesteśmy sami.
,,spleśniały ser" - sporo w tym racji
OdpowiedzUsuńkiedyś, dawniej, czułam się odstrychnięta i wyalienowana. nurkowałam w sobie, ale niczego tam nie znalazłam prócz taedium vitae... później postanowiłam spróbować iść dokładnie w odwrotną stronę...teraz próbuję godzić jedno z drugim.